Ma pan podczas tej imprezy czas na sen?
Nie jest łatwo, bo podczas tegorocznej edycji przez trzy dni przespałem tylko osiem godzin. Program jest rozbudowany, nie ma mowy o odpoczynku. To był mój piąty Festiwal i czuję dumę, że jestem jego częścią. Takie wydarzenie to jednak także momentami wysiłek ponad ludzką miarę. Moje gardło jest w takim stanie, jak nogi biegaczy startujących na 100 km.
Warto?
Zadaję sobie to pytanie co roku, kiedy przyjeżdżam na Sądecczyznę i w trakcie zawodów odpowiedzi bywają różne. Praca jest intensywna, a na naszych barkach spoczywa duża odpowiedzialność. Jest tu mnóstwo ludzi, którzy wykonują niesamowitą pracę, ale ostatecznie to często spiker daje temu wysiłkowi twarz. Miewam dość, ale co roku wracam. O ile bowiem w trakcie imprezy obciążenie jest tak duże, że trudno o radość, to kilka dni po jej zakończeniu, kiedy wyśpię się w domowym łóżku, kolejnego dnia bez wahania mówię sobie: „Tak, było warto".
Jak wygląda typowy dzień spikera?