Dwa tygodnie przed początkiem roku szkolnego samorządowcy nie wiedzą, skąd wziąć pieniądze na przygotowanie szkół do funkcjonowania w warunkach epidemii, a także na zatrudnienie dodatkowych pracowników. – Żeby w szkole było bezpiecznie, potrzebujemy armii ludzi – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich.
Szkoły w Polsce już od lat borykają się z problemami kadrowymi. Brakuje zwłaszcza nauczycieli przedmiotów ścisłych i języków obcych. – W tym roku jest z tym gorzej niż w poprzednich latach. Zauważamy także większe zainteresowanie urlopami dla poratowania zdrowia. Część nauczycieli jest też na zwolnieniach lekarskich – wyjaśnia Wójcik.
– W stołecznych szkołach mamy obecnie ok. 2000 wakatów – zdradza Tomasz Kunert, zastępca rzecznika prasowego Urzędu M. St. Warszawy.
Kadry brakuje także w Łodzi. – Od kilku lat jest kłopot z zatrudnieniem specjalistów w konkretnych profesjach i dotyczy szkół zawodowych oraz techników. Obecnie pracujący nauczyciele osiągnęli wiek emerytalny i mogliby odejść, ale nie ma ich kto zastąpić, więc uczą dalej. Chodzi m.in. o informatyków, specjalistów od gazownictwa, elektroników. Młodzi i wykształceni ludzie nawet chcą pracować w szkole, ale odstrasza ich niska pensja – mówi Monika Pawlak z łódzkiego magistratu.
Problem jednak w tym, że z uwagi na epidemię koronawirusa część emerytowanych nauczycieli nie podejmie już zatrudnienia. – Szkoły zatrudniają ich zazwyczaj na czas określony do 31 sierpnia. Dlatego dopiero w pierwszych dniach września okaże się, czy podpisali umowy na kolejny rok. Może być tak, że dopiero wówczas dyrektorzy dowiedzą się, że nie mają kadry – mówi prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.