Zmiana przepisów
– Relacje na linii pracodawcy – pracownik dosyć znacząco zmieniły się w ciągu ostatniego roku – kontynuuje Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP. – Okazało się przykładowo, że elastyczne formy zatrudniania, które dotychczas wydawały się bardzo korzystne dla pracodawcy, teraz mogą działać w pewnym sensie na jego niekorzyść. Bo taki pracownik może łatwo odejść skuszony ofertą inną firmy, a przy brakach w podaży pracy odejście tych najcenniejszych pracowników jest dosyć bolesne – zauważa Kozłowski.
– Rynek pracy, na którym pracownicy mogą w większym stopniu dyktować warunki, to jedno. Ale ważne są też zmiany w przepisach, które nastąpiły od początku 2016 r. – uzupełnia Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomista Konfederacji Lewiatan. Chodzi o tzw. ozusowanie umów-zleceń do wysokości minimalnego wynagrodzenia. – Wcześniej było tak, że zleceniodawca mógł wystawić nieograniczoną liczbę umów-zleceń, a składki na ZUS były odprowadzane tylko od tej pierwszej. – Jeśli opiewała ona np. na 500 zł, to składka była płacona od tej kwoty, nawet jeśli łącznie ktoś zarabiał 5 tys. zł. Teraz składki trzeba zapłacić od łącznej kwoty na kolejnych umowach, aż zsumują się one do minimalnej płacy – wyjaśnia.
W mikro bez zmian
Wzrost pozapłacowych kosztów pracy nie dotyczy wszystkich branż i wszystkich przedsiębiorstw. – Chodzi przede wszystkim o firmy, które zatrudniają profesjonalistów, a także mogą się pochwalić rosnącą produktywnością pracy – uważa Warski. – W małych firmach, szczególnie tych działających w mniej rozwiniętych regionach Polski, które mało inwestują w swój rozwój, kalkulacje dotyczące tego, ile kosztuje zatrudnienie każdego pracownika, wciąż są priorytetem.
– Najmniejszym firmom szczególnie mocno zależy na utrzymaniu w ryzach kosztów działalności, co dosyć często przekłada się na starania o ograniczenie kosztów pracy – uzupełnia Starczewska-Krzysztoszek. – Mechanizm jest prosty: kapitał ludzki może być zastąpiony przez inwestycje w nowe technologie podnoszące wydajność pracy. Tymczasem nasze mikro i małe firmy nie mają wystarczającego kapitału na duże inwestycje. Jednocześnie można też zwiększać wydatki na zatrudnienie, o ile ma się wysokie dochody, a w sektorze MŚP jest z tym duży problem.
Kluczem produktywność
Według ekspertów większa skłonność pracodawców do zatrudniania tzw. kodeksowego potrwa tak długo, jak długo utrzyma się rynek pracownika. Prognozy na 2017 r. są raczej optymistyczne – zatrudnienie powinno dalej rosnąć, a stopa bezrobocia powinna spadać, choć te korzystne tendencje nie będą już tak dynamiczne jak w 2016 r. – Jest jednak pewien problem – zauważa Łukasz Kozłowski. – Niewątpliwie wzrost kosztów pracy i zawężanie się możliwości stosowania elastycznych form zatrudnienia jest mniejszym kłopotem dla firm, jeśli współgra ze wzrostem produktywności pracy. A ta rośnie razem z inwestycjami podnoszącymi wartość dodaną w gospodarce. Z kolei, jak wyglądają inwestycje przedsiębiorstw, wszyscy wiemy. Jeśli nie zostaną one uruchomione, nierównowaga na rynku będzie się pogłębiać – ostrzega Kozłowski. Inaczej mówiąc, firm nie będzie stać na taki poziom zatrudnienia jak obecnie.
Dane Eurostatu pokazują, że produktywność pracy (w przeliczeniu na jedną osobę pracującą) rośnie bardzo wolno. W III kw. tego roku była realnie o 1,9 proc. wyższa niż rok wcześniej, a w II kw. – o 2,1 proc. Takie wskaźniki są znacznie lepsze niż na przełomie 2012 i 2013 r., gdy polska gospodarka przechodziła jeszcze głębsze spowolnienie, ale znacznie niższe niż np. w 2011 r. Wówczas wydajność rosła o 4–5 proc. rok do roku.