Podatki: Ponad 25 mld zł na daniny PiS

Opłata paliwowa to tylko jeden z planowanych przez rząd dodatkowych parapodatków. Wszystkie obciążą kieszenie konsumentów.

Aktualizacja: 14.07.2017 10:58 Publikacja: 13.07.2017 20:26

Foto: Fotolia

W Sejmie leży już projekt ustawy o niewinnie brzmiącym tytule „o rynku mocy". I choć w większości poświęcony jest on rzeczywiście tej tematyce, przewiduje także wprowadzenie tzw. opłaty mocowej. Można też ją nazwać opłatą energetyczną, bo ma ją płacić każdy – i gospodarstwa domowe, i firmy korzystające z energii elektrycznej.

W projekcie nie ma kalkulacji, ile dokładnie taka jednostkowa opłata miałaby wynosić. Wyliczono jednak koszty rynku mocy na ok. 3,8 mld zł rocznie, więc na takie wpływy do kas spółek energetycznych liczy prawdopodobnie Ministerstwo Energii. I dodaje, że dodatkowe pieniądze są potrzebne, by sfinansować inwestycje konieczne dla utrzymania na bezpiecznym poziomie dostaw energii.

Składki na konkretne cele

Podobne uzasadnienie mają też inne pomysły PiS – chodzi o swego rodzaju składki na dany, konkretny cel. W ramach prawa wodnego wprowadzona ma zostać opłata za korzystanie z wody dla niektórych podmiotów gospodarczych. Całość wpływów, czyli ok. 2,6 mld zł rocznie, ma być przeznaczona na niezbędne inwestycje w gospodarce wodnej (np. zabezpieczenie przeciwpowodziowe).

Podwyżka opłaty paliwowej o 20 groszy na litrze, co ma przynieść ok. 5 mld zł rocznie, to odpowiedź na rosnące potrzeby w zakresie inwestycji drogowych. Co ciekawe, ten projekt jest szczególnie bliski posłom PiS, bo trafił na szybką ścieżkę legislacyjną – tego samego dnia, gdy odbyło się pierwsze głosowanie, trafił on do komisji sejmowych, a już w przyszły czwartek może odbyć się ostateczne głosowanie.

Nowy abonament telewizyjny, też nie wiadomo jakiej wysokości, również ma być przeznaczony na konkretny cel: wsparcie mediów publicznych. Ministerstwo Kultury chce, by jego łączna kwota nie przekroczyła 3 mld zł.

Z kolei opłata recyklingowa (nawet 1 zł za reklamówkę w sklepie) ma zasilać specjalny fundusz utylizacji.

W sumie nowe pomysł parapodatkowe PiS mogą nas kosztować ok. 13 mld zł rocznie. Ale to nie koniec nowych obciążeń, bo rząd PiS planuje też nowe podatki, a te już obowiązujące rosną po cichu. W planach jest np. podatek od wartości galerii handlowych i biurowców (co może przynieść według szacunków „Rzeczpospolitej" ok. 0,5 mld zł) oraz akcyza na płyny do e-papierosów (0,1 mld zł zysku dla budżetu). Do tego trzeba jeszcze doliczyć wcześniej wprowadzony podatek bankowy (ok. 3,9 mld zł rocznie), zamrożenie skali podatkowej (ok. 2,4 mld zł rocznie) czy brak obniżki VAT (ok. 6 mld zł rocznie).

Razem daje to wzrost obciążeń na rzecz państwa o ok. 25 mld zł rocznie, choć PiS w kampanii wyborczej obiecał nie podnosić podatków. W przeliczeniu na jednego Polaka daje to ok. 660 zł rocznie.

Złamana obietnica

– Oczywiście władza może próbować przekonywać, że skoro stawki obecnych podatków pozostają na tym samym poziomie, to obietnica jest dotrzymywana – komentuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Ale wszyscy wiemy, że to nieprawda – dodaje.

– Dla obywateli nie ma znaczenia, czy coś się nazywa podatkiem, opłatą czy składką – zauważa Michał Borowski, ekspert podatkowy Crido Taxand. – Po prostu to dodatkowa danina publiczna, której wcześniej nie musieli ponosić. I nie jest też istotne, czy dany parapodatek bezpośrednio jest skierowany np. tylko do przedsiębiorstw. Przekłada się on na ceny świadczonych przez nich usług i dostarczanych towarów, więc koniec końców płacimy go wszyscy – wyjaśnia.

Czysty fiskalizm

– Wyraźnie widać, że PiS szuka nowych źródeł dochodów, bo rosną jego wydatki z kasy państwa, głównie te socjalne – zaznacza też Aleksander Łaszek, główny ekonomista FOR. – W tej chwili sytuacja budżetu wskazuje, że w tym roku rząd ma zagwarantowane środki na te cele. Ale przed nami trudny 2018 r., gdy dojdą koszty obniżenia wieku emerytalnego – zauważa Łaszek.

Jednocześnie rząd ma też szerokie plany inwestycyjne. – Plan Morawieckiego przewiduje wzrost wydatków na inwestycje w całej gospodarce do 25 proc. PKB – analizuje Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. – Sektor prywatny jakoś nie kwapi się do zwiększenia swoich wydatków, mam jedynie nadzieję, że państwo nie przejmie roli największego inwestora, wówczas kosztowałoby to nas nawet 100 mld zł – dodaje.

Co ciekawe, ekonomiści co do zasady nie mają nic przeciwko wprowadzaniu opłat przeznaczanych na konkretny cel. – Ale tylko wówczas, gdy kompensowane jest to obniżeniem innych obciążeń. Jeśli brakuje tego elementu, to mamy do czynienia z czystym fiskalizmem – podsumowuje Łaszek.

Rząd chce odciążyć budżet

Wiele wskazuje na to, że rząd PiS, wprowadzając nowe opłaty, chce wypchnąć część kosztów finansowania zadań publicznych poza budżet państwa. I to mimo że kasa państwa jest obecnie w bardzo dobrej kondycji. Po czerwcu możliwa jest nawet kilkumiliardowa nadwyżka (oficjalnych danych jeszcze nie ma), podczas gdy dotychczas o tej porze roku zawsze notowano już duży deficyt. Tak dobre wyniki to efekt wysokich wpływów z VAT i rekordowych dochodów z zysku NBP, a także dużej powściągliwości po stronie wydatków. W sumie w tym roku budżet państwa może się zamknąć deficytem nawet o połowę mniejszym niż planowane 60 mld zł. Ekonomiści nie mają jednak wątpliwości, że prawdziwym wyzwaniem będzie 2018 r. Trzeba będzie np. znaleźć dodatkowe 10 mld zł na pokrycie kosztów obniżenia wieku emerytalnego, a zysku z NBP trudno się spodziewać. Dodatkowo rząd musi utrzymać deficyt finansów publicznych na poziomie 2,5 proc. PKB (na większy nie pozwala tzw. reguła wydatkowa oraz limit dla zadłużenia), co oznacza, że musi oszczędzać na innych wydatkach niż te wynikające wprost z zapisów ustaw.

Opinia

Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

Opłata paliwowa to ewidentne złamanie przez PiS obietnicy wyborczej. Nie dziwię się, że nikt poważny z rządu nie chce tego firmować. Inna sprawa, że nie widziałbym nic złego w opłatach na jakiś cel, np. remont drogi. Pod warunkiem jednak, że odbywałoby się to na poziomie lokalnym, składki byłyby wprowadzane na określony czas i na podstawie umowy społecznej. Pomysły PiS nie mają jednak nic wspólnego z takimi rozwiązaniami, to proste sięganie do kieszeni Polaków zamiast przeprowadzenia prawdziwej reformy finansów publicznych prowadzącej do wzrostu dochodów i racjonalizacji wydatków. Proste podatki i mniejsze obciążanie nakładane na pracę, zaowocowałoby zwiększeniem dochodów państwa.

W Sejmie leży już projekt ustawy o niewinnie brzmiącym tytule „o rynku mocy". I choć w większości poświęcony jest on rzeczywiście tej tematyce, przewiduje także wprowadzenie tzw. opłaty mocowej. Można też ją nazwać opłatą energetyczną, bo ma ją płacić każdy – i gospodarstwa domowe, i firmy korzystające z energii elektrycznej.

W projekcie nie ma kalkulacji, ile dokładnie taka jednostkowa opłata miałaby wynosić. Wyliczono jednak koszty rynku mocy na ok. 3,8 mld zł rocznie, więc na takie wpływy do kas spółek energetycznych liczy prawdopodobnie Ministerstwo Energii. I dodaje, że dodatkowe pieniądze są potrzebne, by sfinansować inwestycje konieczne dla utrzymania na bezpiecznym poziomie dostaw energii.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Budżet i podatki
Tusk: kwota wolna 60 tys. w tym roku nie jest możliwa, ale będzie faktem
Budżet i podatki
Szwedzka skarbówka ściągnie podatki ze szpiega. Z wypłat, które dostał od Rosji
Budżet i podatki
Wraca VAT na żywność. Co to oznacza dla portfeli polskich klientów?
Budżet i podatki
Wyższa stawka VAT, czyli konieczne łatanie budżetowej dziury
Budżet i podatki
Żywność od kwietnia zdrożeje o 3-5 proc. Koniec z zerową stawką VAT