Bp Wiesław Mering: Miłość bliźniego i KOD

Obecną ekipę rządzącą łatwiej i chętniej polecam Panu Bogu od poprzedniej. Trudno było prosić Boga o błogosławieństwo dla forsowania pigułki wczesnoporonnej i konwencji antyprzemocowej czy popierania aborcji - mówi ks. bp Wiesław Mering, ordynariusz włocławski

Aktualizacja: 23.01.2016 13:52 Publikacja: 21.01.2016 23:32

Foto: Fotorzepa

Rzeczpospolita: Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz odpisał księdzu biskupowi na list?

Nie dostałem odpowiedzi.

A spodziewał się ksiądz, że będzie?

Tak, i nie tracę nadziei, że być może jakaś forma potwierdzenia odbioru będzie. Tego przecież wymaga kultura – jedna z europejskich wartości.

List był niezwykle emocjonalny, ale – powiedzmy szczerze – także uszczypliwy.

Cieszę się, że tak pan odebrał mój list: oczywiście, że jest emocjonalny. Piszę o matce, tym Polska jest dla mnie. Matkę kocham, chronię, pracuję dla niej. Idę w tym rozumowaniu za św. Janem Pawłem II. Czyż słowo świętego papieża, wypowiedziane w Kielcach, już nic nie znaczy? Z historii, tradycji, kultury polskiej jestem dumny. Podziwiam i szanuję takie same wartości innych narodów. Nie mam jednak kompleksów na tle tego, co mnie tworzy od wewnątrz. Uszczypliwość zaś raczej dotyczyła płomieni świec i wody w spłuczce. Nie wycofuję opinii, że szkoda czasu na zajmowanie się podobnymi „problemami"; urzędnicy UE mają sporo „osiągnięć" związanych z marchewkami, ślimakami itp. Trudno na podobne bzdury reagować poważnie. Cel listu zatem jest bardzo zasadniczy: nie godzę się na opinie wypowiadane przez pana Schulza o „zamachu stanu" w Polsce, braku demokracji itp. Uważam, że jako obywatel mam prawo do zabrania głosu, a nawet jakiś obowiązek ujawnienia protestu.

Pozostając jeszcze przy korespondencji. W przeszłości pisywał ksiądz również m.in. do szefa KRRiT Jana Dworaka, prezesa TVP Juliusza Brauna, dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Ktoś odpowiedział?

Owszem, dostałem odpowiedzi od panów Juliusza Brauna i Jana Dworaka. Obydwa listy – grzecznie sformułowane – nie przyznawały mi racji, ale były wymianą opinii. Rozmowa, także listowna, nie doprowadza do ujednolicenia stanowisk, na ogół bowiem pozostajemy przy swoim. Mimo to wierzę w sens takiej wymiany zdań. Dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie nie odpowiedział.

Do Schulza napisał ksiądz, że wybory w Polsce były w pełni demokratyczne, a ich wynik świadczy o tym, że Polacy pragną zmiany. A problemem są ci, którzy władzę stracili...

Takie jest moje zdanie. Jeżeli demokracja wynosi różne strony konfliktu do władzy – to trzeba to uznać. Nie przypominam sobie, by politycy dzisiaj rządzący Polską organizowali demonstracje uliczne, nawoływali do siłowych rozwiązań czy kierowali skargi do mediów zagranicznych. Według mnie to zła metoda, wstydliwa. Usiłuję zrozumieć walkę w parlamencie; nie rozumiem agresji, kłamstw, manipulacji. I sądzę, że nie muszę się z tymi metodami godzić.

PiS organizowało demonstracje, gdy u władzy była Platforma. Dość wspomnieć słynne marsze w obronie demokracji i wolności mediów.

Celem tych demonstracji nie było obalenie władzy. Słyszałem w ich trakcie słowa sprzeciwu wobec poszczególnych ustaw czy decyzji; nie zauważyłem jednak przejawów tak dzikiej nienawiści, jak w ostatnich demonstracjach KOD. W ogóle każda demonstracja pokojowa, broniąca wyznawanych wartości, wydaje mi się usprawiedliwiona: na prawo do nich czekaliśmy wiele lat. To nie w „marszu" tkwi problem; zło tkwi w nawoływaniu do przemocy, moralnej niegodziwości. Akurat demokracja, wolność mediów, ich pluralizm (myślę o miejscu dla TV Trwam – głupio i niepotrzebnie blokowanym przez całe lata), moralny sprzeciw wobec niemoralnych ustaw, to wszystko usprawiedliwia demonstracje – byle nie towarzyszyło im sianie nienawiści, podżeganie przeciw sobie itp. Powtórzę jednak, że kłótnie mogą trwać w parlamencie: mimo wszystko nasi posłowie jeszcze się nie szarpią za włosy, nie okładają pięściami, choć sejmowy savoir-vivre pozostawia wiele do życzenia. Ostatecznie jednak wypada pamiętać, że „gotowość do odejścia jest miarą dojrzałości" – jak to pisał Szekspir. Powoli wszyscy dojrzewamy!

A podobają się księdzu biskupowi zmiany w Polsce? Biskup Pieronek zapewniał niedawno w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że choć jemu generalnie się podobają, to jednak „nie można godzić się na zmianę, która ociera się o rewolucję i łamanie prawa".

Należę do tej grupy obywateli, którzy rozumieją, że rządzący się zmieniają; werdykt obywateli zasługuje na to, by go uszanować. Nowy rząd ma dwa miesiące – to zdecydowanie za wcześnie na oceny. Trzeba jednak dokończyć to, co zaczęło się w 1989 roku. Coraz więcej informacji związanych z tamtym czasem każe oceniać Okrągły Stół i Magdalenkę zdecydowanie negatywnie: uniknięto rewolucji, ale kłamstwo, oszustwa i cwaniactwo dalej były obecne w życiu kraju. Najwyższy czas na zmianę! Nie jestem politykiem, jednak marzę o tym, by działalność polityczna respektowała wolność, prawdę i sprawiedliwość; by prawo było identyczne dla wszystkich! By wolna i służąca dobru wspólnemu była władza, media, sądy. Ufam, że aktualnie rządzący pozostaną wierni ideałom, które wyniosły ich do władzy. Codziennie modlę się za sprawujących władzę, bo jestem przekonany, że tego chcą i potrzebują. Pozwólmy, by władza w Polsce wypełniła wyborcze obietnice. Nie niszczmy się wzajemną nienawiścią, a już absolutnie nie naśladujmy niektórych XVIII-wiecznych arystokratów, którzy w pragnieniu własnej korzyści upatrywali prawa najwyższego!

Za poprzednią ekipę też się ksiądz modlił?

To dość intymne pytanie. Kościół modli się za sprawujących władzę, zgodnie z zaleceniem św. Pawła: w brewiarzu, w modlitwie wiernych, w mszach św. za ojczyznę, w modlitwie ks. Piotra Skargi. W tym sensie, oczywiście, modliłem się wraz z wiernymi i także prywatnie. Obecną ekipę łatwiej i chętniej polecam Panu Bogu. Dlaczego? Bo wielu aktualnie rządzących o to prosi i na taką pomoc liczy. Trudno prosić Boga o błogosławieństwo dla antychrześcijańskich akcentów, które pojawiały się w genderowych sympatiach, forsowania pigułki ellaOne, konwencji antyprzemocowej czy popierania aborcji. Modlitwa jest przecież prośbą o pełnienie woli Boga, o siłę w dawaniu Mu świadectwa, o prawość i męstwo w życiu. Moją modlitwą wspieram tego, kto sam widzi w niej formę kontaktu z Bogiem. Niewielu poprzednich „władców" pomyślało, że trzeba się modlić o pomoc Bożą w dawaniu świadectwa swojej wierze; łatwiej było być „za" bez niej. Przykro mi, tak jednak sprawę widzę.

W zmianach, które wprowadzają rząd i PiS, niektórzy dostrzegają jednak zamach stanu. Mamy demonstracje, a społeczeństwo wydaje się podzielone...

Zamach stanu? To już Kartezjusz mówił, że wygięty w jedną stronę kij można przywrócić do normy tylko przez wygięcie w drugą. Akcja wywołuje reakcję: gdyby nie było wcześniejszych akcji – dzisiaj nie byłoby sprawy TK, problemu sześciolatków, wieku emerytalnego. To były „reformy", których większość obywateli nie popierała. A obecny rząd wygrał wybory, wypowiadając się po stronie obywateli. Co do podzielonego społeczeństwa: ono było takie przed II wojną światową, pozostało w PRL i nie widzę możliwości powrotu do „jedności moralnej" narodu; chyba żeby to zrobić, narzucając siłą. Wtedy jednak lekarstwo byłoby gorsze od choroby. Podzieleni są nie tylko Polacy: widać ten podział w Niemczech, we Francji, w Belgii, czyli w samym sercu zjednoczonej Europy. O dziwo, jedność panuje w Rosji, ale takiej jedności nie chciałbym za żadne skarby.

A jednak unijni politycy, choćby wspomniany Martin Schulz, widzą zagrożenie dla demokracji w Polsce. Komisja Europejska wszczęła wobec Polski „postępowanie na rzecz praworządności".

Mijające dni dowodzą, że unijni urzędnicy łagodzą wypowiedzi. Pan Juncker nie widzi zagrożenia demokracji w Polsce. Cała ta sytuacja tak bardzo przypomina reakcję na Węgry. Nie martwiłbym się nadmiernie: trochę to bowiem jest tak, jak któryś z dziennikarzy (chyba?) powiedział: „Rosja zajęła Krym, Unia Europejska zajęła stanowisko". Uważam, już zupełnie poważnie, że bardzo zdecydowane, merytoryczne reakcje rządu przyniosą wyciszenie europejskich niepokojów.

Prymas Stefan Wyszyński powiedział przed laty: „Nienawiścią nie obronimy naszej Ojczyzny, a musimy jej przecież bronić. Brońmy jej więc miłością! Naprzód między sobą, aby nie podnosić ręki przeciw nikomu w Ojczyźnie, w której ongiś bili nas najeźdźcy". Kiedy się patrzy na język debaty politycznej w naszym kraju, różne wpisy na forach internetowych, Facebooku, Twitterze, można odnieść wrażenie, że niczego się nie nauczyliśmy...

Nie jestem ani optymistą, ani pesymistą, bliski jest mi realizm. Mamy to, co mamy. Uważam, że Polacy bardzo są przywiązani do swojego zdania i swoich racji; kiepsko słuchają argumentów drugiej strony; wolą uosobić myślących inaczej. To może dość surowy osąd: dla pociechy dodam, że siebie oceniam równie surowo. Co zatem daje nadzieję? Przynajmniej kilka razy potrafiliśmy jednak mierzyć wyżej samych siebie: niesamowity rok 1981 (pracowałem wtedy w Gdyni i przez mój dom przechodziło wielu bardzo znaczących ludzi „Solidarności"); wizyty papieskie, pierwsze dni po tragedii smoleńskiej; to jest pewien ideał, możliwy do urzeczywistnienia. Premier Szydło potrafiła wytworzyć taką atmosferę na spotkaniu szefów partii 12 stycznia. Drogą musi być jednak szacunek dla prawdy, sprawiedliwości, dobrego imienia Polski. Odrzucić trzeba załgane ideologie, polityczną poprawność i perspektywę srebrników, choćby pochodziły z bardzo obfitego źródła. Czy to w ogóle możliwe? Młode serca Polaków, dziewcząt i chłopców, wciąż mają ogromne przestrzenie gotowe do zagospodarowania przez wymienione wartości. Dlatego patrzę w przyszłość z nadzieją.

Czy zabierając twardo głos w sprawach bądź co bądź politycznych, nie obawia się ksiądz tego, że pojawią się zarzuty wtrącania się Kościoła do polityki?

Zawsze ktoś nam zarzuca: albo że się wtrącamy, albo (ostatnio „Krytyka Polityczna"), że milczymy. Ja traktuję moje wypowiedzi jako obowiązek sumienia: Qui tacet consentire videtur [„kto milczy, ten zdaje się zezwalać" – zasada prawa kanonicznego – red.]. Polityka jest troską i działaniem na rzecz wspólnego dobra. Nie judzę, nie fałszuję wypowiedzi, nie manipuluję nimi; przecież mam prawo, jako obywatel, ujawnić swoje sądy. One nie muszą literalnie wszystkim odpowiadać; dawno już nie miałem tylu dobrych głosów, które popierały moje stanowisko.

W sprawie zamieszania wokół Trybunału biskupi jednak milczą. Natomiast widać wyraźnie, że w niektórych mediach istnieje pewnego rodzaju hipokryzja. Bo gdy kilka miesięcy temu episkopat zabrał głos w sprawie in vitro, to krzyczano, że się wtrąca. Dziś, gdy nie mówi nic, pojawiają się w apele, by jednak głos zabrał...

Biskupi pewnie milczą dlatego, że nie wszystkie okoliczności tej sprawy są dostatecznie czytelne; tzw. autorytety różnią się między sobą, a – daję słowo honoru – cokolwiek powiedziałby episkopat, zawsze kogoś „obrazi"...

Spotkałem się ostatnio z opinią, że to milczenie wynika z tego, że w kampanii wyborczej biskupi stanęli zdecydowanie po stronie PiS i dziś nie wypada im zabierać głosu. Jest podział polityczny w episkopacie?

Jeżeli jacyś biskupi stają po stronie PiS, to może dlatego, że wartości głoszone przez tę partię są bliższe nauce społecznej Kościoła. Choć ja nie znam żadnej oficjalnej deklaracji KEP (a tylko ona jest kompetentna do wypowiadania się w imieniu biskupów), która popierałaby jakąkolwiek partię. A czy biskupi są politycznie podzieleni? Podstępne pytanie... Nie znam trzech Polaków, którzy nie mieliby odrębnych zdań na jakiś temat... No dobrze, nie znam pięciu...

Nie wiem, czy ksiądz zauważył, ale Grzegorz Schetyna – kandydat na szefa PO – mówi, że jego partia źle zrobiła, idąc na wojnę z Kościołem, i dziś musi nawiązać z nim ponowny kontakt.

Wprawdzie tej opinii nie słyszałem, ale przecież ona musi cieszyć każdego, kto chce emocje raczej wyciszać, niż je rozpalać.

Polska potrzebuje zmiany konstytucji? Pojawiają się takie głosy – także wśród biskupów. Ostatnio mówili o tym m.in. abp Józef Michalik i abp Henryk Hoser.

O konstytucji i jej ewentualnej zmianie nie dyskutowano wprawdzie na Konferencji Episkopatu Polski, jeżeli jednak ta sprawa dojrzeje, to z pewnością wyspecjalizowane agendy KEP pomogą biskupom rozeznać ewentualne problemy.

Europa powoli staje się muzułmańska. Chrześcijaństwo zdaje się zanikać. Praktyki religijne na Zachodzie właściwie nie istnieją. Jasnym punktem na mapie kontynentu wydaje się jedynie Polska – choć i u nas widać spadek praktyk. Czy rocznica chrztu Polski może być szansą na odnowienie ducha, pobudzenie wiary?

O Eurabii całe lata temu pisała np. Oriana Fallaci. Nie lekceważę tego problemu. Europa, jaką znaliśmy, już nie istnieje. Obwiniam za tę sytuację nieudanych polityków europejskich – ludzi, którzy nie mają wizji naszego kontynentu. Europa naprawdę była zjednoczona w... średniowieczu, kiedy fundamentem wartości było chrześcijaństwo, a np. absolwent uniwersytetu paryskiego uzyskiwał licentia ubique docendi [prawo do nauczania wszędzie – red.]. Bez podstawy, bez fundamentu – jak może wznosić się gmach? Nic dziwnego, że pisarze (zwykle przytomniejsi od polityków i o wiele wrażliwsi na otaczającą ich rzeczywistość) wieszczą prawdziwy finis Europae. Widzę nadzieję tylko w chrześcijaństwie. Czy jednak usuwane na margines, prześladowane i poniżane zdoła Europie pomóc?

Jest szansa na to, że „iskra, która przygotuje świat" na przyjście Chrystusa, wyjdzie właśnie z Polski? A może już wyszła – mam na myśli św. Faustynę, św. Jana Pawła i orędzie Miłosierdzia Bożego, które podkreśla – szczególnie teraz – papież Franciszek?

Wszystkie wielkie i ważne wydarzenia się liczą, ale jedynie skuteczna reforma prowadzi przez sumienie. Rocznica chrztu Polski, Światowe Dni Młodzieży, Rok Miłosierdzia – to bardzo ważna i wielka szansa. Targani rozmaitymi niepewnościami, podzieleni, choć przecież spragnieni zgody, poranieni słowami i czynami – wierzący w Chrystusa, szukamy w modlitwie wskazówek Ducha Świętego i Jego mądrości. Co mamy czynić? Kiedy o. Jan Góra zadał to pytanie św. Janowi Pawłowi II, ten odpowiedział: „Nie wiem, pytaj Ducha Świętego". To jest także właściwa propozycja dla nas. Czy zostanie przyjęta? Nawet Chrystus zapytał: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?".

—rozmawiał Tomasz Krzyżak

Biskup Wiesław Mering, filozof, doktor nauk humanistycznych, od 2003 r. jest ordynariuszem diecezji włocławskiej. W Konferencji Episkopatu Polski pełni funkcję przewodniczącego Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Rzeczpospolita: Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz odpisał księdzu biskupowi na list?

Nie dostałem odpowiedzi.

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie