Mateusz Borek, organizator Polsat Boxing Night w Częstochowie, wierzy, że Adamek pokona Abella przed czasem, prawdopodobnie w końcowych rundach, ale ma też świadomość, że możliwy jest czarny scenariusz. Wystarczy, że Adamek zagapi się na moment i mańkut z Minnesoty wyprowadzi zabójcze uderzenie, tak jak to zrobił Eric Molina dwa lata temu w Krakowie.
Nasz były mistrz świata wagi półciężkiej i junior ciężkiej nie dopuszcza jednak takiej możliwości. Na Jasnej Górze modli się, by zdrowy mógł wrócić do domu.
– Zawsze tak robię. My, zawodowi bokserzy, jesteśmy współczesnymi gladiatorami. Toczymy ringowe wojny, a najlepiej sprzedają się przecież te najbardziej krwawe. Lubię się bić, zawsze lubiłem, ale nie lubię dostawać. Z Abellem nie pójdę na otwartą wojnę, bo ryzyko jest zbyt duże. Wyboksuję go lewą ręką, będę od niego szybszy, sprytniejszy i twardszy – mówi „Rzeczpospolitej" Adamek.
Frazę: „jak jestem szybki, to pokonam każdego", Adamek powtarza jak mantrę, gdy pytają go o szanse w kolejnej walce. Dzięki szybkości i świetnemu przygotowaniu pokonał przecież przed laty Chrisa Arreolę, amerykańską nadzieję wagi ciężkiej, i na dobre zadomowił się w tej kategorii.
Szybkość Adamka „spaliła" też Gołotę w ich pamiętnym pojedynku w Łodzi w 2009 roku. – Nigdy nie zapomnę atmosfery poprzedzającej pojedynek z Gołotą – wspomina Adamek. – Niesamowita presja, ciśnienie, ludzie nie dopuszczali myśli, że mogę go pokonać.