To był ich trzeci pojedynek, dwa poprzednie też przyniosły zwycięstwa obecnemu mistrzowi wagi ciężkiej w wersji WBC. Mierzący 206 cm, niepokonany Tyson Fury jest o głowę wyższy od Chisory, ma prawie 30 cm (216 – 188) większy zasięg rąk i znaczną przewagę szybkości. Każdy kto widział tamte walki nie miał wątpliwości jak będzie wyglądała kolejna. Zastanawiano się tylko jak Fury zakończy trylogię, na punkty tak jak za pierwszym razem, w 2011 roku, czy przed czasem, jak trzy lata później.
Chisorze nie można odmówić ambicji, znów bił się jak o życie, ale on ma już prawie 40 lat i wiele przegranych, ringowych wojen. Tym razem nie miał nic do powiedzenia, Fury bawił się z nim jak z dzieckiem.
Czytaj więcej
Dawno nie było takiej bokserskiej soboty. Najpierw w Londynie Tyson Fury spotka się z Dereckiem Chisorą, a w nocy, w Kalifornii, Roman „Chocolatito” Gonzalez walczyć będzie ze swoim największym rywalem, Juanem Francisco Estradą.
Takie walki nie mają większego sensu, tym bardziej, gdy ich stawką są mistrzowskie pasy, a Fury to przecież aktualny czempion organizacji WBC. Pozostałe (IBF, WBA, WBO) należą do Ołeksandra Usyka, który oglądał ten pojedynek na stadionie Tottenhamu. Ukrainiec pytany co sądzi o walce powiedział krótko: całkiem niezły sparing!
Męczarnie Chisory przerwał w 10 rundzie sędzia ringowy Victor Loughlin zatrzymując pojedynek. Fury serdecznie podziękował pokonanemu koledze, który dostał wypłatę życia, i w swoim stylu wygłosił tyradę skierowaną do Usyka, który podszedł do ringu i bez słowa patrzył wyższemu o głowę Anglikowi prosto w oczy.