Narodowe bezpieczeństwo w epoce wojen hybrydowych

Tegoroczna, trzecia edycja konferencji poświęconej polskiej strategii bezpieczeństwa i obronności rozpoczęła się w redakcji „Rz" emocjonującą dyskusją wojskowych, ekspertów i polityków o aktualnych wyzwaniach geopolitycznych.

Publikacja: 22.10.2018 21:00

– W ciągu ostatnich lat byliśmy świadkami konfliktów zbrojnych o różnej skali intensywności, także w bezpośrednim otoczeniu Polski, łączących cechy wojny konwencjonalnej i międzypaństwowej, zbrojnej interwencji i działań poniżej progu wojny. Fakt ten znacząco wpłynął na społeczną percepcję bezpieczeństwa narodowego i stał się czynnikiem motywującym do rewizji poglądów na stałość pokoju w stosunkach międzynarodowych. Wydaje się, że w naszej powszechnej świadomości pojawiło się przekonanie, że konflikt zbrojny pomiędzy państwami lub grupą państw, nawet w Europie, jest możliwy, a użycie siły wojskowej staje się na powrót realne – ostrzegał we wprowadzeniu do debaty gen. broni dr Sławomir Wojciechowski, dowódca Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie.

Zwrócił uwagę na pojawiające się coraz częściej symptomy ,,remilitaryzacji" kwestii obronnych w Polsce w stosunku do innych rodzajów aktywności na rzecz poprawy bezpieczeństwa narodowego. – To niewątpliwie reakcja na zmiany w środowisku międzynarodowym szczególnie związane z programami zbrojeniowymi Rosji oraz, po konflikcie z Ukrainą, coraz większym apetytem Moskwy na projekcję siły. Uświadomiliśmy sobie też braki w potencjale ilościowym i jakościowym sił zbrojnych w stosunku do potrzeb – stwierdził dowódca.

Gen. Wojciechowski przypomniał, że na globalne wyzwania w dziedzinie bezpieczeństwa stara się odpowiadać sojusz północnoatlantycki. – Aktywność NATO w rejonie Morza Bałtyckiego, zwiększana sukcesywnie od 2014 r., jest tego wyrazem – relacjonował dowódca.

Krótkie wprowadzenie do Defence Summit 2018 wygłoszone przez gen. Wojciechowskiego sprowokowało gorącą dyskusję.

Nietypowe zagrożenia

– Obserwując bieżącą politykę obecnych władz RP, odnosimy wrażenie, że punkt ciężkości naszych strategii związanych z bezpieczeństwem kraju przesuwa się raczej w kierunku budowania oparcia w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Natomiast NATO schodzi na drugi plan. Tymczasem w swoim wystąpieniu gen. Wojciechowski zupełnie pominął ten wątek, eksponując raczej rolę atlantyckiej koalicji. Czy takie rozłożenie akcentów to przypadek? – pytał Marcin Piasecki, redaktor i publicysta „Rz" moderujący dyskusję.

– USA jest w sojuszu północnoatlantyckim i pozostaje elementem i filarem NATO. W naszym wspólnym interesie jest, by jak najdłużej flaga amerykańska powiewała wśród innych flag zachodniej koalicji – odpowiedział gen Wojciechowski.

Prof. Andrzej Zybertowicz, doradca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ostrzegał, że stosunki i relacje wśród sojuszników z NATO za prezydentury Donalda Trumpa weszły w okres niestabilności i turbulencji. Nie da się dziś przesądzić, jaki będzie finał aktualnych przesunięć i zmian, czy przyniosą one trwałe rekonfiguracje na arenie międzynarodowej, czy też okażą się powierzchowną grą, która nie narusza dotychczasowego porządku rzeczy opartego na traktacie waszyngtońskim i NATO.

Doradca BBN podkreślał, że sytuację komplikuje konieczność zmian definicji konfliktów i wojen oraz nieostre granice, kiedy zmagania np. w cyberprzestrzeni czy inne wrogie działania hybrydowe przechodzą w kinetyczne starcie i rodzą w gronie zachodnich koalicjantów zobowiązania wynikające z art. 5 traktatu o NATO dotyczącego solidarnej obrony.

– Nie brakuje opinii, że właśnie obserwujemy koniec epoki zbudowanej na fundamencie Pax Americana i tylko patrzeć, jak w przeszłość odejdzie świat, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Moim zdaniem niewątpliwie przeżywamy kryzys systemu, jednak nie sądzę, że idą zmiany rzeczywiście nieodwracalne, prowadzące do destrukcji obecnego porządku światowego. Obecne ruchy tektoniczne w polityce międzynarodowej są raczej przejściowe i na pewno nie zwiastują upadku Zachodu – przekonywał dr Paweł Kowal, ekspert ds. polityki wschodniej, pracownik naukowy Instytutu Studiów Politycznych PAN.

Olaf Osica, dyrektor projektu „Rynki zagraniczne" w Polskim Towarzystwie Wspierania Przedsiębiorczości, zgodził się, że wiele starych terminów określających postaci i fazy międzynarodowych konfliktów czy agresywnych działań w sferze propagandowej czy informatycznej wymaga dziś redefinicji. – Mówiąc o oddziaływaniu bojowym, nie powinniśmy się współcześnie koncentrować na środkach militarnych – mówił ekspert.

NATO wyciąga wnioski

– Jak wobec tego zareaguje NATO na zagrożenia nowego typu, gdy trudno jednoznacznie określić, czy doszło już do przekroczenia krytycznego progu wojny? – pytał red. Piasecki.

Gen. Wojciechowski przekonywał, że NATO uczy się powoli, ale niewątpliwie wyciąga odpowiednie wnioski. Sojusz wie, jak reagować na incydenty nazywane wojną hybrydową. Wciąż doskonalimy scenariusze działania w przypadkach nieklasycznych zagrożeń. Nie brak jednak wciąż pytań, jak NATO ma wspierać suwerenne państwa, gdy trzeba zażegnać konflikt poniżej progu wojny i uczynić to legalnymi metodami – mówił gen. Wojciechowski.

Generał jest zdania, że wyścig zbrojeń coraz bardziej staje się wyścigiem technologicznym. – Kiedyś to zamówienia wojskowe nakręcały koniunkturę na nowoczesne technologie. Dziś wojsko czerpie rozwiązania przede wszystkim z cywilnych innowacyjnych firm – przekonywał generał.

Podczas debaty na temat narodowej strategii bezpieczeństwa unikano najbardziej gorących bieżących tematów politycznych. W ramach otwartej dyskusji Marek Świerczyński z Polityki Insight pytał, gdzie znajduje się dziś centrum strategicznych, a więc także obronnych, decyzji w kraju. Olaf Osica miał kłopot ze zdefiniowaniem takiego ośrodka, ocenił, że można mówić jedynie o nieostrej, rozproszonej odpowiedzialności za najważniejsze decyzje wpływające na stan bezpieczeństwa kraju.

Paweł Kowal nie miał wątpliwości, że w sytuacji osłabienia pozycji rządu miejscem, gdzie rodzi się strategia i skąd płyną wykonawcze dyspozycje, jest centrala partyjna Prawa i Sprawiedliwości na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. – Można jedynie ubolewać, że ten rzeczywisty ośrodek decyzyjny nie dysponuje odpowiednim wsparciem eksperckim i profesjonalnym aparatem urzędniczym, który pozwalałyby polityczne dyspozycje przełożyć potem na szczebel rządowy – mówił Paweł Kowal.

– Centrum decyzyjne w kraju bez wątpienia istnieje. Jest natomiast obecnie w fazie rekonfiguracji – precyzował prof. Zybertowicz.

Patrioty robią różnicę

W dyskusji poświęconej strategicznym programom modernizacji Sił Zbrojnych RP wojskowi decydenci, eksperci i przedstawiciele przemysłu – uczestnicy kolejnego panelu w ramach Defence Summit 2018 – skupili się na różnych aspektach najważniejszego dziś programu budowy rakietowej tarczy powietrznej średniego zasięgu „Wisła". To obecnie kluczowy element wzmacniania zdolności obronnych RP.

Po podpisaniu wiosną tego roku umowy na realizację I fazy programu wyposażania armii w pierwsze dwie baterie systemu Patriot intensywnie negocjowane są z USA warunki kontraktu na II fazę rakietowego projektu.

Płk Michał Marciniak, pełnomocnik MON ds. pozyskania i wdrożenia do Sił Zbrojnych systemu Wisła, zapewnił, że uzgodnienia w sprawie warunków realizacji II fazy programu są już na finalnym etapie. W najbliższych tygodniach polski zespół negocjacyjny odbędzie w Waszyngtonie podsumowujące konsultacje. – Jest szansa, że umowę na II fazę programu „Wisła" podpiszemy w drugiej połowie przyszłego roku. Przed nami jeszcze wymagana prawem USA procedura uzyskania akceptacji Kongresu. Może potrwać ok. siedmiu miesięcy – twierdzi płk Marciniak.

– Wspólnie z polskimi partnerami dopracowujemy właśnie architekturę systemu dla II etapu „Wisły". Oferta będzie wielowariantowa, aby polskiej stronie dać pole wyboru optymalnej wersji. Od konkretnej konfiguracji sprzętu będzie zależała ostateczna wycena bojowych zestawów Patriot. Znajdzie ona potem odzwierciedlenie w dokumentach Kongresu – mówił John Baird, wiceprezes ds. zintegrowanych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej na Polską w Raytheon Integrated Defence Systems.

Gen. Sławomir Wojciechowski pytany, co zmieni w polskiej armii zakup amerykańskich zestawów Patriot, przekonywał, że pozyskanie systemu antyrakietowego nowej generacji oznacza dla polskiej obrony powietrznej prawdziwą rewolucję. – Patrioty to broń z zupełnie innej epoki, a to oznacza nie tylko skok technologiczny, ale też awans do grona państw zdolnych do skutecznego odparcia ataku wykonywanego za pomocą zaawansowanych środków walki. Do tej pory nasza taktyczna, rakietowa osłona powietrzna była jedynie szczątkowa, a zestawy przeciwlotnicze radzieckiego pochodzenia, które wciąż mamy w arsenale, to broń zupełnie niedostosowana do współczesnych zagrożeń – tłumaczył dowódca Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód.

Płk Marciniak twierdzi, że dzięki zastosowaniu w polskiej wersji broni najnowocześniejszych, opracowywanych właśnie dla US Army urządzeń dowodzenia IBCS, armia ma szansę zbudować z wykorzystaniem patriotów sieciocentryczny, otwarty i wielopłaszczyznowy system przeciwlotniczy i przeciwrakietowy. Będzie on wykorzystywał najnowsze stacje radiolokacyjne i elektronicznego rozpoznania polskiej konstrukcji, a także współpracował z narodowymi systemami zarządzania obroną powietrzną kraju. W przyszłości IBCS umożliwi wpięcie w jednolity system przeciwlotniczy budowanej przez polski przemysł tarczy powietrznej krótkiego zasięgu „Narew". – Docelowo zyskamy skokową poprawę bezpieczeństwa, a także elementarną osłonę najważniejszych obiektów infrastruktury krytycznej państwa i zgrupowań wojsk – wyliczał płk Marciniak.

Marcin Piasecki pytał, czy polski przemysł – gdy broń kupujemy w ramach amerykańskiej procedury FMS (Foreign Military Sales), czyli „z półki" – ma szansę na przemysłowe inwestycje i zastrzyk nowych technologii.

Wyzwania zbrojeniówki

Marek Borejko, dyrektor Biura Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, stwierdził, że zbrojeniówka koncentruje się obecnie na towarzyszących transakcji programach współpracy przemysłowej, określonych m.in. w umowach offsetowych z firmą Raytheon, głównym producentem i integratorem systemu Patriot i koncernem Lockheed Martin – dostawcą nowoczesnych pocisków kierowanych PAC-3 MSE. Dyr. Borejko zapewnił, że PGZ, która od dawna przygotowywała się do udziału w przemysłowych przedsięwzięciach towarzyszących realizacji programu „Wisła", teraz uzgadnia szczegóły umów podwykonawczych dotyczących m.in. produkcji wyrzutni Patriot w Hucie Stalowa Wola czy dostaw różnych typów podwozi i pojazdów transportowych dla obsługi zestawów rakietowych. Henryk Kruszyński, prezes prywatnej firmy Teldat, przypominał, że w kooperacji przemysłowej z amerykańskimi koncernami w ramach programu „Wisła" uczestniczą nie tylko przedsiębiorstwa skupione w państwowej PGZ. Teldat wykonuje już teraz moduły łączności dla systemu Patriot. – Trafiają one do USA, a także do modernizujących swoje wyrzutnie użytkowników broni na świecie – mówił prezes Kruszyński.

John Baird, pytany, czy Polsce zostaną przekazane kody źródłowe patriota, aby mogła sama decydować o jego użyciu, odpowiedział, że umowa międzyrządowa umożliwia pełny, dopuszczalny przez prawo amerykańskie dostęp do wszystkich technologii, a każda armia decyduje o użyciu patriota samodzielnie.

Broń kupi superagencja

MON zapowiada rychłe spełnienie postulatu, który powraca od co najmniej dwóch dekad: obecny, niewydolny system zakupów broni i wojskowego sprzętu powinna uzdrowić nowa, autonomiczna struktura, czyli Agencja Uzbrojenia. Podczas tegorocznego Defence Summit 2018 na pytanie, jaki powinien być najbardziej efektywny model działania nowej instytucji – próbowali odpowiedzieć przedsiębiorcy i eksperci. Zabrakło przedstawiciela MON – resort obrony przygotowuje projekt specjalnej ustawy, a projekt agencji będzie gotowy jeszcze w tym roku.

Andrzej Kiński, redaktor naczelny pisma „Wojsko i Technika", nie ma wątpliwości, że Agencja Uzbrojenia jest potrzebna, by usprawnić i koordynować system zamówień wojskowego wyposażenia. Wyspecjalizowane instytucje istnieją już w większości krajów NATO. Zdaniem eksperta skuteczne kontraktowanie sprzętu to jednak zaledwie jedno z zadań przyszłej agencji. – AU powinna być także instytucją odpowiedzialną za długofalowe planowanie modernizacji uzbrojenia tak, by zapewnić osiąganie wyznaczonych przez sztaby nowych obronnych zdolności Sił Zbrojnych – twierdzi Kiński.

Zdaniem eksperta powinnością agencji powinno być nie tylko negocjowanie umów i kontraktowanie zakupów, ale także programowanie prac badawczo-rozwojowych, opracowanie wymagań taktyczno-technicznych dla sprzętu oraz analiza rynku i ofert. Po dostawie wyposażenia agencja miałaby też nadzorować proces eksploatacji, modernizację, a także zająć się wycofaniem ze służby starego uzbrojenia.

Obecnie w łańcuch pozyskiwania sprzętu włączonych jest kilka pionów resortu obrony i ich działania trudno skoordynować. Nic dziwnego, że nie brak sprzecznych decyzji, kłopotów z komunikacją, niejasnych procedur, nakładania się kompetencji.

Dr Krzysztof Wiater, partner NGL Wiater sp.k., prawnik, specjalista w dziedzinie procedur zakupów obronnych, nie krył rozczarowania faktem, że przygotowania do utworzenia Agencji Uzbrojenia odbywają się w MON za szczelnie zamkniętymi drzwiami. – Warto skonsultować założenia nowej instytucji z praktykami i fachowcami, by potem uniknąć błędów, kontraktowych wpadek i kosztownych opóźnień – radzi Wiater.

Zdaniem Andrzeja Kińskiego skuteczność agencji będzie zależała od jakości kadry. – Dziś w Inspektoracie Uzbrojenia MON, zajmującym się przetargami i kontraktowaniem sprzętu, pracuje ok. pół tysiąca specjalistów. Skąpa obsada nie nadąża z realizacją najpilniejszych zamówień. Mówi się, że nowa agencja powinna zatrudnić dwa razy więcej fachowców, ale bez odpowiedniego poziomu wynagrodzeń nie da się pozyskać z rynku cennych specjalistów.

– Producenci tacy jak moja firma potrzebują w roli biznesowego partnera instytucji z osobowością prawną, autorytetem. Agencję mogłoby wzmocnić podporządkowanie np. premierowi – mówił prezes Teldat Henryk Kruszyński.

Piąta przestrzeń walki

Ostatni panel tegorocznego Defence Summit 2018 poświęcony był zagadnieniom związanym z cyberbezpieczeństwem. Eksperci są zgodni. Wojny zyskały nową przestrzeń walki i jest nią globalna sieć. Brak skutecznego systemu obrony może być tragiczny w skutkach. Jak bardzo? Odpowiedź przedstawił Thomas Goodman, dyrektor ds. rozwoju biznesu Raytheon.

– Gdy mówimy o cyberbezpieczeństwie i wojnie informatycznej, to musimy pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Dokonanie skutecznego ataku jest bardzo łatwe, a niekinetyczne działania napastnika mogą mieć wymierny wpływ na działania kinetyczne. Jedyne co musimy zrobić, to zniszczyć zaufanie do wykorzystywanych przez wroga systemów. Nie da się prowadzić wojny w sytuacji, gdy nie jesteśmy w stanie zaufać informacjom, jakie dostajemy – wyjaśniał Goodman, podkreślając, że nie uciekniemy przed wojną w cyberprzestrzni. Przykłady konfliktów z ostatnich lat, jak np. w Gruzji czy Ukrainie, pokazały, że taka już jest obecna rzeczywistość. Stąd coraz większa potrzeba budowy nowych, lepiej zabezpieczonych systemów, zarówno cywilnych, jak i wojskowych. Jest to niezwykle trudne zadanie, gdyż jak wskazywał Goodman, idealne rozwiązania nie istnieją.

– Trzeba pamiętać, że nie ma złotego środka, który jest w stanie rozwiązać wszystkie nasze problemy. Dlatego jako lider na rynku skupiamy się na idei „odporności". Wiemy, że ataki nadejdą i dlatego kalkulujemy zagrożenia i ryzyko tak, by były jak najmniej skuteczne – wyjaśniał.

Dobre zabezpieczenia to podstawa, ale niejedyny sposób na odstraszenie atakujących. Polska jest członkiem NATO, a sojusz ma jasne stanowisko ws. cyberzagrożeń. Podkreślał to Wiesław Goździewicz, radca prawny w NATO Joint Force Training Centre.

– W 2014 r., podczas szczytu sojuszu w Walii, dokonał się przełom. Uznano wtedy, że atak cybernetyczny może spowodować odpowiedź z art. 5, oraz potwierdzono pełne zastosowanie prawa międzynarodowego do cyberprzestrzeni, dotyczy to także prawa konfliktów zbrojnych. Cyberprzestrzeń została też uznana za pełnoprawne środowisko operacyjne – wskazywał ekspert, podkreślając, że ostatnie lata to okres znacznego skoku świadomości istnienia cyberzagrożeń, co przełożyło się na konkretne decyzje.

Najważniejsze podejmowano w listopadzie ubiegłego roku, gdy zdecydowano o utworzeniu Centrum Operacji Cybernetycznych oraz o zintegrowaniu krajowych potencjałów w operacjach sojuszniczych. NATO rozpoczęło także prace nad nową doktryną działań cybernetycznych. Polska nie jest więc sama z tym zagrożeniem.

– W ciągu ostatnich lat byliśmy świadkami konfliktów zbrojnych o różnej skali intensywności, także w bezpośrednim otoczeniu Polski, łączących cechy wojny konwencjonalnej i międzypaństwowej, zbrojnej interwencji i działań poniżej progu wojny. Fakt ten znacząco wpłynął na społeczną percepcję bezpieczeństwa narodowego i stał się czynnikiem motywującym do rewizji poglądów na stałość pokoju w stosunkach międzynarodowych. Wydaje się, że w naszej powszechnej świadomości pojawiło się przekonanie, że konflikt zbrojny pomiędzy państwami lub grupą państw, nawet w Europie, jest możliwy, a użycie siły wojskowej staje się na powrót realne – ostrzegał we wprowadzeniu do debaty gen. broni dr Sławomir Wojciechowski, dowódca Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Igor Lewenberg, właściciel Makrochemu: Niesłusznie objęto nas sankcjami
Biznes
Wojna rozpędziła zbrojeniówkę
Biznes
Standaryzacja raportowania pozafinansowego, czyli duże wyzwanie dla firm
Biznes
Lego mówi kalifornijskiej policji „dość”. Poszło o zdjęcia przestępców
Biznes
Rząd podjął decyzję w sprawie dyplomów MBA z Collegium Humanum