Przedsiębiorcy nie chcą być wykorzystywani do wyręczania inspektorów skarbowych czy policji. — To oni są od tropienia przestępców — narzeka Mirosław Kulak z komitetu koordynującego protest, który w swojej firmie istniejącej od kilkunastu lat w Szadku (woj. łódzkie) zatrudnia 20 osób. Dodaje że dystrybutorzy oleju opałowego mają też dosyć szykan fiskusa.
— Nawet drobne uchybienia w papierach firm interpretowane są z wyjątkowym rygoryzmem i urzędniczą arogancją - dodaje.
— Jeśli klient, który kupił u mnie olej opałowy wlewa go potem do baku to dlaczego konsekwencje ma ponosić dostawca — dziwi się Wiesław Deć, właściciel firmy Dekal z Lubartowa. A jego zdaniem, tak się dzieje coraz częściej. Prawo nakazuje dostawcy opału wziąć od klienta szczegółowe oświadczenie, że obciążone niższą akcyzą paliwo zużyje on wyłącznie do ogrzewania. Nie daje jednak możliwości weryfikacji danych (dopiero od kwietnia można sprawdzać tożsamość klienta na podstawie dowodu osobistego).
— Kontrolerów to nie obchodzi. Za nieprawidłowości najczęściej obciążają sprzedawcę opału. A drakońskie kary są w stanie zniszczyć firmę — twierdzi Deć.
Celnicy przyznają, że sprawdzanie obrotu paliwem to dziś priorytet i oczko w głowie państwowych kontrolerów. W Ministerstwie Finansów działa nawet specjalna grupa do zwalczania mafii paliwowej. — Przekręty związane z paliwem to dziś jedno z największych zagrożeń dla dochodów budżetu państwa — podkreśla Witold Lisicki rzecznik Służby Celnej.