To był absurdalny finał. Sędziowie najpierw zdjęli z trasy trzeciego w klasyfikacji generalnej Włocha Mattię Camboniego, później zajmującego czwarte miejsce Polaka i wreszcie wicelidera - Francuza Thomasa Goyarda. Powtórki telewizyjne potwierdziły, że ruszyli ze startu wcześniej niż inni.
Walki o medale nie było. Holender Kiran Badloe już przed wyścigiem wiedział, że zostanie mistrzem olimpijskim. Goyard obronił drugie miejsce, a Włocha wyprzedził Chińczyk Kun Bi. Myszka - pięć lat temu czwarty - tym razem zakończył olimpijską rywalizację na szóstej pozycji.
- Sytuacja była dziwna. Kiedy sędziowie ściągnęli mnie z trasy, pomyślałem: „To niewiarygodne”. Coś jest nie tak, kiedy 30 proc. stawki ma indywidualny falstart. Jestem lekko rozczarowany, bo już witałem się z gąską, ale zabrano mi zabawki - przyznaje Polak.
Myszka na starcie nie mógł czekać, więc ruszył za Włochem. Camboni falstartem pociągnął za sobą innych. - Moim sędziowie zdaniem powinni przerwać wyścig i rozpocząć go od nowa. Chińczyk, który ostatecznie zdobył brąz, miał przecież na niego tylko matematyczne szanse - mówi.