O tym, że angielskich gigantów dopadły wątpliwości i zamierzają się wycofać z dopiero co utworzonych rozgrywek, było głośno już w ciągu dnia.

Wieczorem pod Stamford Bridge zebrały się tłumy wściekłych kibiców, próbowali zablokować przyjazd piłkarzy Chelsea na ligowe spotkanie z Brighton. Autokar utknął przed stadionem, musiała interweniować policja, w negocjacje włączył się były bramkarz drużyny, a obecnie jej dyrektor Petr Cech. Mecz trzeba było przesunąć o kwadrans. To tylko utwierdziło właściciela klubu Romana Abramowicza, że tkwienie w tym projekcie nie ma sensu. Wcześniej taką samą decyzję podjął Manchester City.

- Z radością witam ich z powrotem w europejskiej rodzinie piłkarskiej. Wykazali się wielką inteligencją, słuchając wielu głosów, zwłaszcza swoich sympatyków - ogłosił szef UEFA Aleksander Ceferin. „To potężny przekaz, że gra jest i zawsze będzie dla kibiców” - napisała angielska federacja (FA).

Na Zoomie zwołano pilne spotkanie przedstawicieli 12 klubów-założycieli Superligi. Trwało do późnych godzin. Pojawiały się przecieki, że elitarne grono opuszczą także Barcelona i Atletico. Z funkcji wiceprezesa Manchesteru United zrezygnował Ed Woodward, a jeden z głównych zwolenników Superligi Andrea Agnelli miał ustąpić ze stanowiska szefa Juventusu. Klub informację tę szybko jednak zdementował.

- Myślę, że ten projekt dzisiaj umarł… jest na dobrej drodze do kompletnej klęski. Zasługuje na to, bo był dla piłki destrukcyjny. W tych trudnych czasach, gdy wiele klubów walczy o przetrwanie, futbol potrzebuje jedności i solidarności - powiedział w rozmowie z telewizją CNN były prezes Realu Ramon Calderon.