„Chcemy zaświadczyć o naszej wdzięczności i pamięci o tym wyjątkowym bojowniku »Sprawy Polskiej«” – brzmi fragment oświadczenia, opublikowanego w połowie listopada. Wydało je kilka znanych osób, w tym szef Wojskowego Biura Historycznego i członek kolegium IPN dr hab. Sławomir Cenckiewicz, publicysta historyczny Piotr Zychowicz, wicedyrektor Wydawnictwa Universitas Jan Sadkiewicz i pracownica polskiej ambasady w Londynie Agata Supińska.
Wcześniej wspólnymi siłami odnowili grób Studnickiego w północno-zachodnim Londynie. A wiceszef klubu PiS Michał Wypij nazwał to na Twitterze „piękną sprawą”. Skrytykowały już to anglojęzyczne media, a w Polsce portal Oko.press. Powód? Studnicki, najbardziej znany germanofil II RP, to postać oceniana w wyjątkowo niejednoznacznie.
Studnicki działalność publiczną zaczął przed I wojną światową. – Był wtedy bardzo sprawnym politykiem, dużym autorytetem dla tzw. narodowego nurtu irredenta – mówi prof. Tomasz Nałęcz, specjalista od II RP i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. – W czasie I wojny twierdził, że trzeba wiązać się na dobre i na złe z Niemcami. Brnął w to nawet, gdy klęska Niemiec wydawała się oczywista – dodaje.
Po I wojnie światowej znaczenie Studnickiego zdecydowanie zmalało, ale wciąż swoje sympatie lokował za zachodnią granicą. Np. w 1936 roku wziął udział udział w kongresie NSDAP w Norymberdze.
Po niemieckiej agresji w 1939 roku skierował do władz III Rzeszy memoriał, w którym postulował odtworzenie Wojska Polskiego w sojuszu z Wehrmachtem. W 1940 roku spotkał się z samym Goebbelsem, którego próbował przekonać do złagodzenia represji niemieckich w Polsce. – Ewidentnie pomylił II wojnę światową z I wojną światową, nie dostrzegając zupełnie innego charakteru okupacji. Oczy śmiały mu się do stanięcia na czele rządu kolaboracyjnego – dodaje prof. Nałęcz.