Oczywiście politolodzy w Chinach wiedzą lepiej, bo mają dobry wywiad, a Rosjanie już wiedzą najlepiej, bo są po części architektami tego mentalnego krajobrazu politycznego. Upraszczając jeszcze bardziej, tenże politolog zauważyłby, że Polacy odnosili często zwycięstwa nad Rosją, jak na przykład 410 lat temu, gdy zajęli Moskwę lub 100 lat temu, gdy pobili bolszewików i uratowali Europę.
Rosja – w opinii wielu analityków w Polsce utrzymujących, że trzeba się od nich uczyć, bo każdy Polak wypija z mlekiem matki dogłębną znajomość duszy rosyjskiej – jest obecnie państwem słabym, niewydolnym i gospodarczo upadającym. W dodatku zagrożonym w swej esencji przez rozrodczość np. muzułmanów. Rosja nie stanowi już – twierdzą mędrcy – zagrożenia ani dla Polski, ani dla reszty świata; wystrzegać należy się właśnie Niemców i dowodzonej przez nich UE, która ma nie tylko takie same plany imperialne jak Związek Sowiecki, ale podobną ideologię i mechanizmy kontroli nad ujarzmianymi narodami. Rosji można współczuć, ale nie bać się jej. Można by nawet odnieść wrażenie, że wojska amerykańskie w Polsce są gwarantem bezpieczeństwa przed najazdem z zachodu. Prezydent Trump kocha naszego prezydenta, nie znosi Angeli Merkel, od której woli Putina, więc jest oczywiste, że rozmieszcza się u nas, by nie dopuścić do budowy Nord Stream 2.