Dwa dni przed zakończeniem wyścigu wydawało się, że karty są rozdane. Słoweniec Primoż Roglić na najtrudniejszych, alpejskich etapach obronił 57-sekundową przewagę w klasyfikacji generalnej i podczas jazdy indywidualnej na czas miał dopiąć ostatni guzik koszulki lidera wyścigu. „Contre-la-montre", czyli „walka przeciwko zegarowi", zakończyła się jednak klęską zawodnika grupy Jumbo-Visma, choć w pojedynkach ze stoperem należy do najlepszych na świecie.
Kolarze w tegorocznej edycji Tour de France przejechali 3482 km. Roglić przegrał na odcinku liczącym 36 km – to jedyny dzień trzytygodniowej rywalizacji, kiedy był skazany na siebie i nie mógł liczyć na pomoc kolegów. Ci wcześniej zdominowali wyścig. Kontrolowali tempo jazdy, opiekowali się liderem, a na podjazdach byli wręcz nadobecni, precyzyjnie kopiując taktykę brytyjskiej drużyny Ineos (wcześniej: Team Sky), która pozwoliła wygrać jej kolarzom siedem z ośmiu ostatnich edycji Wielkiej Pętli.