Prof. Flisiak: Jesienią grozi nam załamanie w służbie zdrowia

Jesienią każdy pacjent z objawami infekcji górnych dróg oddechowych czy zapalenia płuc będzie najpierw traktowany jak covidowiec – mówi prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.

Publikacja: 22.07.2020 17:13

Prof. Robert Flisiak

Prof. Robert Flisiak

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Ok. 400 zachorowań dziennie na Covid-19 w ostatnim czasie. W jakim punkcie epidemii jesteśmy?

Jest to sytuacja stabilna. Od połowy marca mamy mniej więcej tyle samo zachorowań. Wahania wynikają z tego, o czym  mówi Ministerstwo Zdrowia, czyli z liczby osób testowanych w danej dobie. Nie sądzę też, byśmy obecnie mieli cięższe przebiegi zakażeń, ale trzeba mieć na uwadze, że są upały i osoby starsze, z chorobami układu krążenia, źle je znoszą. Jeśli na to nałoży się infekcja wirusowa, może być to przyczyną większego ryzyka wystąpienia niewydolności oddechowej, wymagającej wentylacji mechanicznej, czyli respiratora. Chciałbym jednak podkreślić, że największe spustoszenie wirus czyni nie wśród zakażonych Sars-Cov-2, tylko wśród zakażonych innymi wirusami.

Jak to możliwe?

Setki lekarzy, setki pielęgniarek, o ile nie tysiące oraz setki oddziałów szpitalnych zostało zablokowanych, zamrożonych. Tamtejszy personel nie ma prawa dotykać się do innych nie covidowych pacjentów. Poza tym działa rozporządzenie ministra zdrowia z 28 kwietnia, które zakłada, że coś takiego jak środki ochrony osobistej, zapobiegające przenoszeniu zakażeń  z personelu na pacjenta i z pacjenta na personel na innych oddziałach – po prostu nie istnieje albo nie działa. Doprowadziło to do kompletnego paraliżu nadzoru nad innymi chorymi zakaźnie, z wirusami nieuchronnie prowadzącymi do marskości wątroby, do AIDS,  do raka wątroby. To są faktyczne skutki epidemii.

Pojawiły się też jednak pozytywne  informacje:  np. spada liczba biegunek i zatruć pokarmowych, prawdopodobnie dzięki wyższemu poziomowi higieny, czyli myciu rąk…

Proszę pamiętać, że  ludzie którym coś teraz dolega, unikają jak diabeł święconej wody placówek opieki zdrowotnej. Wcześniej pojawiali się przy łagodnych nawet biegunkach czy infekcjach. Teraz starają się sami sobie poradzić.  Konsekwencją tego jest to, że potem niektórzy z tych pacjentów trafiają potem na oddziały, ale już w bardzo ciężkim stanie. Oprócz przykładu wymienionego w pani pytaniu, warto też zauważyć, że od końca maja grypa zaczęła zanikać. W tej chwili, inaczej niż w ubiegłych latach,  w ogóle nie raportuje się przypadków grypy.

Dlaczego?

Lekarze POZ jej  po prostu nie diagnozują. A jak nie diagnozują, to i nie raportują…

Nie ma grypy czy pacjenci nie przychodzą do lekarza?

Z jednej strony pacjenci unikają opieki zdrowotnej, a  z drugiej – lekarze w pierwszym momencie stawiają podejrzenie Covid-19, jeżeli pacjent demonstruje takie objawy. I to podejrzenie Covid-19 jest ewentualnie raportowane i weryfikowane. Taką sytuację będziemy mieli też jesienią: każdy pacjent z objawami infekcji górnych dróg oddechowych czy zapalenia płuc będzie najpierw traktowany jak covidowiec. Nikt w POZ nie będzie stawiał podejrzenia grypy. I w tym momencie oddziały zakaźne, które zresztą do jesieni mogą przestać istnieć, bo personel sfrustrowany odchodzi z tych oddziałów, będą oblężone przez pacjentów skierowanych z POZ z podejrzeniem Covid-19. A w większości będą to przypadki grypy, paragrypy i innych wirusów jak RSV, czyli całej gamy chorób, z którymi zwykle mamy do czynienia. I ktoś będzie musiał to zweryfikować. Całe obciążenie spadnie na oddziały zakaźne. I wtedy nastąpi załamanie.


Czarna wizja. Jest jakieś rozwiązanie?

Jest, i to bardzo proste, wprowadzili je Koreańczycy. Trzeba stworzyć maksymalną liczbę punktów testowania.  Nie tylko „drive thru”, bo w Polsce nie każdy dysponuje samochodem, żeby podjechać, ale także „walk thru”, do którego po prostu można podejść. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby był podjazd dla aut i podejście dla pieszych. Wtedy lekarz stawia przypuszczalną diagnozę, a pacjent idzie kilkadziesiąt metrów w maseczce do najbliższego punktu i podejrzenie jest weryfikowane natychmiast, na tym samym osiedlu. Dzięki temu chory nie musiałby starać się ze wszystkich sił dostać do oddziału zakaźnego, gdzie trzeba sterczeć w kolejce, i gdzie nawet jakby nie był zarażony covidem, to się nim pewnie zarazi.  Punkty pobierania próbek, powinny być w każdym najmniejszym miasteczku, w każdej dzielnicy. To się oczywiście będzie wiązało z dużą liczba testów.  Ale i tak je trzeba wykonywać. Albo i nie – zważywszy na kondycję oddziałów zakaźnych.


Jesteśmy  przygotowani do drugiej fali epidemii pod względem choćby liczby testów?

Nie mam pojęcia, bo nie mam wiedzy o liczbie zakontraktowanych zakupów. Wiem, że ministerstwo powołało „zespół ekspertów”. Ale zamiast  brać przykład z Korei, gdzie powołuje się ekspertów medycznych, ds. epidemiologii czy organizacji ochrony zdrowia – u nas powołuje się ekspertów, którymi są urzędnicy ministerstwa zdrowia i innych resortów. Skutki takiego postępowania poznamy już niedługo.


Mamy się bać?

Z Covidem musimy nauczyć się żyć. Na razie jest lęk, każdy się boi: co będzie, jeśli procedury nie wystarczą i wirus pojawi się w moim zakładzie pracy? Czy to będzie tragedia? Czy ktoś wyciągnie konsekwencje? Słyszałem, ostatnio, że wobec pary młodej na której weselu doszło do zakażeń, prokuratura chce wyciągać konsekwencje. Jestem przeciwny organizowaniu w tej chwili dużych wesel, bo widać, że są one często ogniskami. Ale przecież nie tędy droga! Ludzi trzeba edukować, do ludzi trzeba przemawiać. Wszyscy musimy się nauczyć z tym żyć. Rolą służb sanitarnych jest rozpoznawania i izolowanie. A system zakazów i nakazów dotyczący całej Polski też nie jest rozwiązaniem. Można zwiększać środki bezpieczeństwa: np. wymogi dotyczące wietrzenia sali, zmniejszać liczbę osób na metr kwadratowy podczas imprez. To nie zapobiegnie całkiem zakażeniom, ale zmniejszy ryzyko. 

Ok. 400 zachorowań dziennie na Covid-19 w ostatnim czasie. W jakim punkcie epidemii jesteśmy?

Jest to sytuacja stabilna. Od połowy marca mamy mniej więcej tyle samo zachorowań. Wahania wynikają z tego, o czym  mówi Ministerstwo Zdrowia, czyli z liczby osób testowanych w danej dobie. Nie sądzę też, byśmy obecnie mieli cięższe przebiegi zakażeń, ale trzeba mieć na uwadze, że są upały i osoby starsze, z chorobami układu krążenia, źle je znoszą. Jeśli na to nałoży się infekcja wirusowa, może być to przyczyną większego ryzyka wystąpienia niewydolności oddechowej, wymagającej wentylacji mechanicznej, czyli respiratora. Chciałbym jednak podkreślić, że największe spustoszenie wirus czyni nie wśród zakażonych Sars-Cov-2, tylko wśród zakażonych innymi wirusami.

Jak to możliwe?

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień
Diagnostyka i terapie
Nefrolog radzi, jak żyć z torbielami i kamieniami nerek
Diagnostyka i terapie
Cukrzyca typu 2 – królowa chorób XXI wieku