Do rozpraszania demonstracji doszło w czasie, gdy prezydent Trump zapowiedział używanie siły, w celu zakończenia protestów, jakie trwają w USA od tygodnia. Protesty rozpoczęły się po tym, jak w Minneapolis czarnoskóry George Floyd zmarł w wyniku brutalnego potraktowania go przez policjantów, przez których został zatrzymany.
Protestujących w Parku Lafayette'a rozpraszali m.in. funkcjonariusze na koniach. Wszystko działo się w bezpośrednim sąsiedztwie Białego Domu.
W tym samym czasie w Białym Domu prezydent zapowiedział, że natychmiast zakończy trwające sześć dni protesty, którym towarzyszą akty przemocy i plądrowanie sklepów. Dodał, że użyje armii, jeśli gubernatorzy stanowi nie zdecydują się wezwać na pomoc Gwardii Narodowej.
- Burmistrze i gubernatorzy muszą zapewnić powszechną obecność sił utrzymania porządku, do czasu stłumienia przemocy. Jeśli miasto czy stan nie podejmie potrzebnych działań, w celu chronienia życia i własności mieszkańców, rozmieszczę amerykańską armię i problem zostanie szybko rozwiązany - zapowiedział Trump.
Po tym jak policja rozproszyła demonstrację pod Białym Domem, Trump opuścił siedzibę prezydenta i udał się do pobliskiego Kościoła episkopalnego Św. Jana, gdzie fotografował się z Biblią - relacjonuje Reuters. Trumpowi towarzyszyli urzędnicy z Białego Domu, w tym prokurator generalny William Barr.