Część komentatorów uznała, że Bernie Sanders wygrał w przedwyborczej debacie kandydatów Partii Demokratycznej do urzędu prezydenta. Czy senator z Vermontu rzeczywiście zagraża Joe Bidenowi w walce o nominację prezydencką?
Sanders wypadł dobrze, ale nie na tyle, żeby przysłonić faworyta. Poza tym właściwie wszyscy z prowadzącej czwórki zaprezentowali się dobrze – Sanders, Biden, Elizabeth Warren i trochę słabiej Pete Buttigieg. Ale żadnego nokautu nie było i sytuacja jest bez zmian. Kandydatem prowadzącym we wszystkich badaniach opinii publicznej pozostaje Biden. Sanders musiałby dokonać niemożliwego, by zdobyć tę nominację, czyli wyraźnie pokonać byłego wiceprezydenta w dwóch pierwszych prawyborach – w Iowa i New Hampshire.
Sanders mówi o sobie, że jest „demokratycznym socjalistą".
Można powiedzieć, że Sanders wyznaje zasadę „kapitalizmu z socjalistyczną twarzą". Nie kwestionuje własności prywatnej i innych podstawowych elementów gospodarki czy polityki amerykańskiej, ale chciałby np. powszechnej darmowej służby zdrowia czy edukacji wyższej. To nierealne, ale właśnie dzięki takim hasłom Sanders zyskuje popularność, choć ludzie wiedzą, że zrealizowanie tego będzie niemożliwe. Nazywam takich polityków kandydatami trybu warunkowego, co sprowadza się do zdania: „zagłosowałbym na niego, gdyby to miało sens".
Skończył 78 lat, a niedawno też przeszedł zawał serca.