Zaraz po wyborach szybko rozpalił się kolejny światopoglądowy spór o obywatelski projekt zmian w kodeksie karnym dotyczący zaostrzenia kar za seksualizację małoletnich. Liberalna strona sceny politycznej oraz komentatorzy zarzucili, że projekt zakazuje edukacji seksualnej. Wzburzona Anja Rubik napisała, że „PiS popiera absurdalną ustawę, chce kary 3–5 lat więzienia za edukację seksualną i propagowanie antykoncepcji". To tylko obrona przeciwko przymusowej seksualizacji dzieci, wkraczaniu ideologii gender i LGBT do szkół, a przepisy mają chronić przed zawoalowaną pedofilią – brzmiała odpowiedź w debacie.

Czytaj także: Co nam grozi po uchwaleniu zakazu edukacji seksualnej

W zażartej dyskusji nikt nie zwracał uwagi na to, co tak naprawdę zmienia projekt. Na pewno nie ma w nim zakazu edukacji seksualnej. Nikt też nie doczytał, że od 2010 r. istnieje przepis przewidujący nawet dwa lata więzienia za publiczne propagowanie lub pochwalanie zachowania o charakterze pedofilskim. Gdyby zatem jakikolwiek seksedukator przemycał nawet zawoalowane treści pedofilskie do szkoły lub zachęcał np. dziesięciolatków do seksu, byłby z automatu ścigany przez prokuraturę. W tej kwestii nie ma tolerancji. I lepiej, aby nad jego losem pochylił się prokurator niż wzburzeni rodzice. Otwarta pozostaje dyskusja, czy za ten czyn powinny grozić dwa lata, czy może więcej.

Projekt jest jednak niebezpieczny, bo idzie dalej. Rozszerza zakaz propagowania i pochwalania współżycia przez młodzież między 15. a 18. rokiem życia. Dziś zakaz ten dotyczy dzieci poniżej 15 lat. To może rodzić absurdalne konsekwencje, a przede wszystkim nie przystaje do zmieniającej się rzeczywistości i liberalizacji życia społecznego. I faktu, że młodzi ludzie rozpoczynają życie seksualne coraz wcześniej.

Po wejściu takiego przepisu w życie teoretycznie mogą być ścigani rodzice, którym nie przeszkadza, że ich niespełna 18-letnia córka lub syn współżyją z partnerem, mało tego, mówią o tym otwarcie np. podczas szkolnej wywiadówki. Absurd rośnie geometrycznie, bo karane jest tylko pochwalanie tego faktu, a już samo współżycie nie. Sejm, godząc się na tak nieprzemyślane rozwiązania, funduje absurd prawny. Warto więc zawiesić ideologiczny spór na kołku i chłodnym okiem przyjrzeć się zmianom. Bo czym innym jest dyskusja o sensie zaostrzenia kar za pedofilię, a czym innym propozycje cofnięcia się do epoki wiktoriańskiej.