Rozpoczęcie roku szkolnego nie zostanie przesunięte. Nauczycielskie związki dopiero w połowie września zdecydują, czy i w jakiej formie prowadzić zawieszoną w kwietniu akcję strajkową. O tym, że akcja protestacyjna wisi w powietrzu, pisaliśmy niedawno w „Rz", opisując badania naukowców z uniwersytetów: Warszawskiego, Jagiellońskiego i Gdańskiego. Z opinii zebranych od ponad 7 tys. nauczycieli wynikało, że 41 proc. z nich uważa ogłoszenie nowego strajku za potrzebne. Poparcie dla protestu rośnie – do 66 proc. – gdyby nie wiązał się on z odejściem od tablic. Zaledwie 19 proc. nauczycieli uważa protest za całkowicie niepotrzebny. Oznacza to, że nastroje w oświacie wcale się nie uspokoiły.

Spokoju nie ma też wśród ankietowanych przez IBRiS. 61 proc. Polaków nie popiera nauczycielskiej akcji strajkowej – jedni uważają, że nauczyciele powinni dalej rozmawiać z rządem, inni, że ich postulaty zostały już zrealizowane. Widać zatem, że wcale nie osłabło zdenerwowanie opinii publicznej na nauczycieli, które zaczęło przybierać na sile w ostatniej fazie ich kwietniowego protestu, gdy niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy odbędą się matury. Wydaje się jednak, że czas gra na korzyść nauczycieli, a strategia przyjęta przez związki zawodowe jest doskonale przemyślana. Lada chwila „gniew ludu" może bowiem obrócić się przeciwko rządzącym. Za tydzień do szkół średnich wchodzi podwójny rocznik. Lipcowe zamieszanie z rekrutacjami dało się opanować, ale teraz, gdy uczniowie dostaną do ręki plany lekcji, może się okazać, że w wielu placówkach zajęcia będą trwały do późnego wieczora. Chaos jest niemal gwarantowany. W stworzeniu wrażenia, że jest on gigantyczny, pomogą zapewne bliscy opozycji samorządowcy.

Na dwa tygodnie przed wyborami (nomen omen odbędą się one w przededniu Dnia Edukacji Narodowej) PiS może mieć na karku kolejny protest. Zdania co do tego, czy może on partii rządzącej zaszkodzić, są podzielone. Wkurzeni nauczyciele sami nie zmobilizują elektoratu opozycji, ale patrząc na to, co w ostatnich tygodniach spotyka PiS – skandal z prywatnymi lotami marszałka Kuchcińskiego, afera hejterska w resorcie sprawiedliwości – można zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński chciał jak najkrótszej kampanii wyborczej. Choć niewykluczone, że w odniesieniu do nauczycieli trzyma jeszcze jakiegoś asa w rękawie, który – wyciągnięty w ostatniej chwili – uspokoi nastroje i przeciągnie tę grupę społeczną na stronę PiS.