Po raz pierwszy odkąd Ukraina ogłosiła niepodległość w 1991 roku, w parlamencie będzie rządziła jedna partia. Jeszcze w ubiegłym roku siedziba Sługi Narodu mieściła się na 4 mkw. w „nieodpłatnym pomieszczeniu" w Kijowie, partia nie miała zatrudnionych pracowników i nie posiadała żadnych środków na koncie. Przynajmniej tak wynika z ubiegłorocznego sprawozdania finansowego ugrupowania. Partia, która dotychczas istniała wyłącznie na papierze, miała zaledwie kilka miesięcy, by wystawić swoich ludzi w 199 okręgach wyborczych i zdobyć większość parlamentarną. Niebawem obsadzi wszystkie najważniejsze stanowiska w kraju. Co więcej, do parlamentu wprowadziła ludzi, którzy nigdy dotąd nie byli deputowanymi.
– To wyrok dla wszystkich ekip, które dotychczas rządziły Ukrainą – mówi „Rzeczpospolitej" Wiktor Zamiatin, politolog z kijowskiego Centrum im. Razumkowa.
Partia filmowców
Wiosną 2016 roku szerzej nieznany student politechniki kijowskiej Jewhen Jurdyga zakłada Partię Zdecydowanych Zmian, na co ukraińska scena polityczna w ogóle nie zwróciła uwagi. Następnie w grudniu 2017 roku partia zmienia nazwę na Sługa Narodu, a na jej czele stanął prawnik i współwłaściciel wytwórni filmowej Kwartał 95 Iwan Bakanow. Nazwa nowej ukraińskiej partii zabrzmiała tak samo jak wyprodukowany przez Kwartał 95 popularny ukraiński serial, w którym znany ukraiński aktor kabaretowy Wołodymyr Zełenski zagrał zwykłego nauczyciela historii, który przypadkowo został prezydentem i próbuje odmienić Ukrainę. Na początku ubiegłego roku partia filmowców znalazła się w sondażach po raz pierwszy, wtedy głosować na nią chciało zaledwie 4 proc. Ukraińców.
Wtedy nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić, że Zełenski zostanie prezydentem Ukrainy, zdobywając ponad 73 proc. poparcia w kwietniowych wyborach. Jego przyjaciel z dzieciństwa Bakanow stoi obecnie na czele Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Z kolei partia Sługa Narodu zwyciężyła w niedzielnych wyborach parlamentarnych, zdobywając ponad 250 mandatów w 450-osobowej Radzie Najwyższej (dane CKW po przeliczeniu 70 proc. głosów). Zmiażdżyła przeciwników zarówno w okręgach, gdzie wybierano z list partyjnych, oraz jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW).
Niemal wszyscy analitycy twierdzili, że w JOW partia prezydenta nie ma najmniejszych szans, ponieważ od lat wygrywają tam zamożni i dobrze usytuowani ludzie, często mocno skorumpowani. Z poniedziałkowych danych Centralnej Komisji Wyborczej wynika, że nikomu nieznani kandydaci Sługi Narodu okazali się mocniejsi.