Boris Johnson wygra, ale nie zostanie premierem?

23 lipca poznamy wynik wyborów w których członkowie torysów wybiorą nowego lidera partii, który zarazem ma zostać kolejnym premierem Wielkiej Brytanii. Jednak - zdaniem prof. Vernon Bogdanor, politologa z Instytutu Współczesnej Historii Brytyjskiej w King's College London, zwycięzca wyborów nie musi automatycznie zostać nowym szefem rządu. Faworytem wyborów jest Boris Johnson.

Publikacja: 22.07.2019 08:36

Boris Johnson wygra, ale nie zostanie premierem?

Foto: AFP

Prof. Bogdanor w rozmowie ze Sky News zwraca uwagę, że po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii premiera mają wybrać członkowie jednej z partii - czyli ok. 160 tys. torysów, co stanowi zaledwie 0,4 proc. populacji Wielkiej Brytanii. Zaznacza jednak, że w przeszłości przy zmianach na stabnowisku szefów partii wyboru premiera dokonywała de facto jeszcze węższa grupa - czyli jedynie parlamentarzyści torysów lub labourzystów. Dopiero od 1991 roku (Partia Pracy) i od 1998 roku (Partia Konserwatywna) nowego lidera dwóch najważniejszych partii wybierają wszyscy ich członkowie.

W 1976 roku Jim Callaghan, następca Harolda Wilsona, został premierem po tym jak wybrali go na stanowisko lidera partii parlamentarzyści Partii Pracy. W 1990 roku w ten sam sposób zmienił się premier z Partii Konserwatywnej - John Major zastąpił wówczas Margaret Thatcher.

Obecnie o władzę w Partii Konserwatywnej rywalizują Jeremy Hunt i Johnson. Którykolwiek z nich wygra (wszystko wskazuje na Johnsona) obejmie władzę nad partią, która nie ma większości w Izbie Gmin, a u sterów rządów pozostaje dzięki niestabilnej koalicji parlamentarnej z Demokratyczną Partią Unionistyczną (DUP). Nawet jednak z głosami DUP rząd opiera swoją większość na jedynie czterech głosach. Tymczasem już dziś niektórzy politycy torysów sugerują, że mogą nie poprzeć własnego rządu, jeśli ten będzie zamierzał doprowadzić do tzw. twardego brexitu.

Wyniki wyborów w Partii Konserwatywnej zostaną ogłoszone 23 lipca o 11 czasu brytyjskiego (12 czasu polskiego).

W środę Theresa May ma złożyć dymisję na ręce królowej, a jednocześnie królowa powinna powierzyć misję tworzenia nowego rządu zwycięzcy wyborów w Partii Konserwatywnej.

Prof. Bogdanor zwraca jednak uwagę, że nowy lider torysów nie musi automatycznie zostać premierem - ze względu na skomplikowany układ sił w Izbie Gmin.

- Dwóch czy trzech torysów w parlamencie powie, że nie popiera rządu Borisa Johnsona. Zakładając, że Johnson wygra, nie będzie jasne, czy stoi na czele większości parlamentarnej. To kluczowy test - wyjaśnia politolog.

- Testem na bycie liderem torysów jest wygranie wyborów (w partii). Testem na zostanie premierem jest zdolność do zapewnienia sobie wotum zaufania w parlamencie - mówi prof. Bogdanor.

Jak czytamy w Sky News nowy lider torysów usłyszy od królowej pytanie, czy cieszy się zaufaniem w parlamencie i ma za sobą większość w Izbie Gmin. Jeśli nowy lider torysów nie będzie tego pewien - w czwartek może dojść do głosowania wotum nieufności wobec nowego rządu wbrew woli nowego premiera.

Jeśli Izba Gmin udzieli rządowi wotum nieufności, wówczas konieczne będą przyspieszone wybory parlamentarne - pisze Sky News.

Prof. Bogdanor w rozmowie ze Sky News zwraca uwagę, że po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii premiera mają wybrać członkowie jednej z partii - czyli ok. 160 tys. torysów, co stanowi zaledwie 0,4 proc. populacji Wielkiej Brytanii. Zaznacza jednak, że w przeszłości przy zmianach na stabnowisku szefów partii wyboru premiera dokonywała de facto jeszcze węższa grupa - czyli jedynie parlamentarzyści torysów lub labourzystów. Dopiero od 1991 roku (Partia Pracy) i od 1998 roku (Partia Konserwatywna) nowego lidera dwóch najważniejszych partii wybierają wszyscy ich członkowie.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"
Polityka
Donald Trump reklamuje Biblię. Sprzedawaną za 59,99 dolarów