W ogarniętej kryzysem gospodarczym i politycznym Wenezueli 7 marca po południu nagle po prostu zgasło światło. Choć blackouty zdarzały się w tym kraju w ostatnich latach już wcześniej, ten był niezwykły, ponieważ objął niemal cały kraj i trwał – jak się później okazało – aż sześć dni. Przyczyną była duża awaria w hydroelektrowni Guri – głównym dostawcy prądu w Wenezueli i jednej z największych elektrowni świata. Walcząca z reżimem Nicolasa Maduro opozycja odpowiedzialnością za całą sytuację obarczyła nieudolne władze, które nie potrafiły zadbać o stan techniczny kluczowej dla funkcjonowania kraju elektrowni. Ale Maduro i ministrowie jego rządu mówili o sabotażu i cyberataku, za którym miały stać państwa Zachodu, przede wszystkim USA, uznające za prezydenta kraju przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego Juana Guaido.