Prąd straciły cztery stany Wenezueli: położona w zachodniej części kraju Merida oraz Vargas, Miranda i Carabobo leżące w pobliżu stolicy Caracas. Stolica stanu Carabobo Valencia jest też głównym ośrodkiem przemysłowym kraju. Ponieważ zgasło światło na terenach graniczących ze stolicą również w samym Caracas zabrakło elektryczności.
Poprzednio stolica pogrążyła się w ciemnościach w poniedziałek: podobno z powodu eksplozji w stacji transformatorowej w zachodniej, robotniczej części miasta. Jednak do dziś oficjalnie nie poinformowano dlaczego doszło do wybuchu.
Obecnie państwowy monopolista energetyczny Corpoelec twierdzi, że poszukuje technicznych przyczyn awarii. Przy wcześniejszych odłączeniach prądu zarówno szefostwo przedsiębiorstwa, jak i przywódcy państwa oskarżali o kłopoty „sabotażystów" oraz „imperium" (USA).
Największy, bo aż pięciodniowy blackout zaczął się 7 marca. Corpoelec natychmiast ogłosił, że jego przyczyną był sabotaż w największej krajowej elektrowni El Guri. Jeden z ministrów stwierdził, że nastąpił atak hackerów na system energetyczny, inny mówił o „ataku elektromagnetycznym".
Mimo to wenezuelski przywódca Nicolas Maduro zapowiedział przeprowadzenie czystki w przedsiębiorstwie. Fachowcy z Wenezueli uważali, że do awarii doszło na liniach przesyłowych z elektrowni, ale oficjalnie jednak nie wyjaśniono jej przyczyn.