Jak pisze autor materiału, warszawski korespondent „Die Welt” Philipp Fritz, poszkodowany robotnik z Korei Północnej pracował w stoczni w Gdyni. Twierdzi, że został wysłany przez reżym w Pjognjang do Polski, gdzie zmuszano go do pracy po 12 godzin dziennie w urągających godności warunkach.
Fritz podaje, że chodzi o stocznię Crist w Gdyni. Przypomina na wstępie o wcześniejszej sprawie koreańskiego spawacza Chon Kyongsu. Pracujący w 2014 roku w tej samej stoczni Koreańczyk spłonął żywcem. Jak okazało się, pracował bez odpowiedniego kombinezonu ochronnego. „Nikogo nie oskarżono, ponieważ Chon Kyongsu nie był oficjalnie zatrudniony przez firmę Crist. Polski wymiar sprawiedliwości nie miał kompetencji” – pisze dziennikarz „Die Welt”.
Dane powoda utrzymywane w tajemnicy
Zdaniem Fritza tym razem sprawy mogą się potoczyć inaczej. Spotkanie z poszkodowanym jest niemożliwe, ponieważ jego nazwisko utrzymywane jest w tajemnicy. „Ze względów bezpieczeństwa nie mogę podać miejsca pobytu” – mówi reprezentująca go adwokat Barbara van Straaten. Prawniczka z Holandii jest bardzo ostrożna.
„Chodzi nie tylko o zagrożenie ze strony reżymu północnokoreańskiego, lecz także o polskie władze, które w przeszłości nie wykazywały gotowości do współpracy przy wyjaśnianiu podobnych przypadków” – pisze Fritz.
Korea Północna zarabia krocie na wysyłanych za granicę robotnikach
Niemiecki dziennikarz zwraca uwagę, że dla polskich firm Koreańczycy stanowią rezerwuar taniej siły roboczej. Dla władz północnokoreańskich robotnicy przymusowi są natomiast pożądanym źródłem dochodów. ONZ szacuje, że Północna Korea zarabia rocznie w ten sposób od 1,2 do 2,3 mld dolarów. W ponad 40 krajach na świecie pracuje 50 tys. obywateli Korei Północnej, często w jeszcze gorszych warunkach – czytamy w „Die Welt”.