Rosyjski regulator telekomunikacyjny, czyli Roskomnadzor chce sprawdzić, czy Facebook oraz Twitter należycie zabezpieczają dane swoich rosyjskich użytkowników i czy nie ma ryzyka ich wycieku. Chodzi też o sprawdzenie, czy firmy stosują się do przepisu nakładającego obowiązek przechowywania danych rosyjskich użytkowników na terenie kraju, a nie w zagranicznych centrach przetwarzania danych. 

Facebook i Twitter mają miesiąc, aby przekazać wymagane informacje, obie firmy według doniesień medialnych przesłały już prośbę o dodatkowe informacje, jak dokładnie ma wyglądać sprawozdanie. W stanowiskach podkreśliły, że nie oznacza to automatycznego przyznania, iż wszystkie dane, jakich oczekuje Roskomnadzor, zostaną władzom Rosji przekazane.

- Miliony osób korzystają z Facebooka w Rosji, aby pozostać w kontakcie z rodziną, przyjaciółmi i firmami. Facebook jest w kontakcie z odpowiednimi rosyjskimi organami rządowymi w związku z jego działalnością w Rosji – wyjaśnił rzecznik Facebooka w oświadczeniu. Twitter odmówił komentarza.

Czytaj także:  Afery nie zatrzymają rozwoju socjali. Facebook wciąż rośnie 

Firmom za niewykonanie nakazu grożą niewielkie kary finansowe, ale bardziej niebezpieczna jest dla nich groźba zakazu działalności w Rosji, co według tamtejszych źródeł jest realne. Tym bardziej, że wojna podjazdowa władz rosyjskich z mediami społecznościowymi trwa od lat, a władze sięgają po wszelkie narzędzia, aby sobie Internet podporządkować. Kreml przez swoich ludzi przejął już kontrolę nad liderem rynku, czyli serwisem VK, którego założyciel Pawel Durow musiał wyjechać z kraju, zrezygnował też z rosyjskiego obywatelstwa.

Wydania danych odmówił choćby LinkedIn i w efekcie w Rosji nie może działać.

Ryzyko dla Facebooka jest tym większe, że serwis mocno podpadł Kremlowi ostatnimi decyzjami. W ciągu ostatnich dni usunął setki grup i profili powiązanych z Rosją. Odpowiadający w Facebooku za politykę bezpieczeństwa Nathaniel Gleicher wyjaśnił, że zablokowane profile miały w sposób skoordynowany wprowadzać użytkowników w błąd.

Mówiąc wprost były narzędziem do rosyjskiej propagandy, która chętnie korzysta z mediów społecznościowych i dzięki nim mogła np. wpłynąć na wyniki amerykańskich wyborów.