Irena Lasota: Stany Zjednoczone zamknięte

Pierwsze dwa tygodnie nowego roku nie okazały się być dla prezydenta Trumpa lepsze niż ostatnie tygodnie roku starego. Raczej dużo gorsze. „Zamknięcie rządu" jest już najdłuższe w historii USA i jeśli nie będzie cudu, wejdzie w piąty tydzień swego trwania.

Aktualizacja: 20.01.2019 14:13 Publikacja: 18.01.2019 17:00

Fragment ogrodzenia między USA i Meksykiem w Fort Hancock w Teksasie

Fragment ogrodzenia między USA i Meksykiem w Fort Hancock w Teksasie

Foto: AFP

„Zamknięcie" jest raczej unikalnym, amerykańskim zjawiskiem, biorącym się z konstytucyjnego rozdzielenia władzy w państwie, które ma zapewnić i wzajemną kontrolę, i konsensus między władzą ustawodawczą a wykonawczą. Ojcowie założyciele byli ludźmi rozsądnymi i nie przyszło im do głowy, że władzę mogą sprawować politycy gotowi wziąć obywateli za zakładników swoich sporów. Spór między Kongresem i prezydentem dotyczy sumy, która normalnemu człowiekowi może wydać się zawrotną. Chodzi o 5,7 mld dol., czyli mniej więcej tyle, ile wynosi roczny budżet Islandii czy Gwatemali, ale stanowi tylko promil rocznego budżetu Stanów Zjednoczonych.

Istnieje po angielsku zwrot „to chicken out" (zakurczaczyć się), czyli cofnąć się, poddać się. W klasycznym filmie z 1955 roku „Rebel without a cause" („Buntownik bez powodu") jest scena naśladowana potem ponoć przez tysiące nastolatków, w której aktor James Dean mierzy się z watażką lokalnego gangu: jadą na siebie samochodami i ten, który pierwszy skręci, jest tchórzem, czyli kurczakiem. Scena oczywiście kończy się śmiercią jednego z zawodników.

Podobne wrażenie można odnieść z obecnego kryzysu. Nikt nie chce nie tylko skręcić, ale nawet pierwszy mrugnąć. Pierwszy zaparł się prezydent, który oświadczył, że nie podpisze budżetu, jeśli nie dostanie swojej sumy na mur mający oddzielać USA od Meksyku. W ferworze dyskusji podawał wiele argumentów za tym, że bez muru Ameryka zginie. Mur ma bronić nas przed milionami imigrantów z Ameryki Południowej i Środkowej, ale też tysiącami terrorystów, którzy – wedle prezydenta – bezustannie przechodzą przez nieogrodzoną murem granicę długości ponad 3 tys. km.

Demokraci zaś utrzymują, że mur jest niepraktyczny, niemoralny i bezużyteczny. Rzeczywiście, większość nielegalnych mieszkańców USA nie przybyła tu na piechotę z południa, tylko przyjechała i przyleciała legalnie, aby już nigdy nie wyjechać. Jak chodzi zaś o terrorystów, to wiadomo tylko o sześciu, którzy próbowali przejść przez zieloną granicę. Ponieważ większość znanych terrorystów przyleciała samolotami, złośliwi mówią, że prezydent Trump powinien zabrać się do budowy kopuły nad całymi Stanami.

Sprawę komplikuje jeszcze dodatkowy polityczny kontekst: budowa muru była jednym z najpopularniejszych haseł wyborczych Trumpa, zwłaszcza że ten ku entuzjazmowi tłumów zaklinał się, że budowa nie będzie podatnika amerykańskiego nic kosztować, bo za wszystko zapłaci Meksyk. Meksyk nie zamierza wydać ani grosza na mur, a demokraci chcą udowodnić wyborcom Trumpa, że ich po prostu oszukał, mamiąc obietnicami bez pokrycia.

W międzyczasie „zamknięcie" zatacza coraz większe kręgi. Od pierwszego dnia, czyli od 22 grudnia, 800 tys. pracowników federalnych nie dostaje zapłaty. Niektórzy z nich czekają w domu, inni zaś, których praca uznana jest za niezbędną, powinni stawiać się do pracy. Ci jednak coraz częściej powołują się na „chorobowe" (zwolnienie lekarskie nie istnieje w USA) i na przykład na lotniskach kolejki do kontroli stają się coraz dłuższe, a w niektórych więzieniach zaczęły się protesty więźniów, pozbawionych możliwości widzeń z rodzinami.

Cierpi przez to cała amerykańska gospodarka. W samym Waszyngtonie, gdzie mieszkam, finansowo tracą wszystkie usługi, zarówno miejskie, jak i prywatne. Urzędnicy federalni nie jeżdżą metrem, nie chodzą do restauracji ani do fryzjera. Turyści ograniczyli swoje podróże – zamknięte są muzea, zoo i okolice pomników. Media alarmują, że wstrzymana jest kontrola jakości pożywienia, rolnicy nie dostają kredytów, więc nie mogą przygotowywać się do wiosny.

Na kończące się finanse cierpią też sądy federalne i ktoś ostatnio zasugerował, że może tu da się znaleźć ukryte cele prezydenta Trumpa. Gdy sądownictwo federalne wyczerpie swoje oszczędności, działalność śledczą będzie musiał zawiesić również Robert Mueller, badający związki między Rosją i kampanią wyborczą Trumpa. Niewykluczone, że to jest jedyne logiczne wytłumaczenie kryzysu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

„Zamknięcie" jest raczej unikalnym, amerykańskim zjawiskiem, biorącym się z konstytucyjnego rozdzielenia władzy w państwie, które ma zapewnić i wzajemną kontrolę, i konsensus między władzą ustawodawczą a wykonawczą. Ojcowie założyciele byli ludźmi rozsądnymi i nie przyszło im do głowy, że władzę mogą sprawować politycy gotowi wziąć obywateli za zakładników swoich sporów. Spór między Kongresem i prezydentem dotyczy sumy, która normalnemu człowiekowi może wydać się zawrotną. Chodzi o 5,7 mld dol., czyli mniej więcej tyle, ile wynosi roczny budżet Islandii czy Gwatemali, ale stanowi tylko promil rocznego budżetu Stanów Zjednoczonych.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów