PO nie rozumie socjalu, ale się uczy

Platforma nie posiada wrodzonego poczucia sprawiedliwości społecznej. Od trzech lat usiłuje się jej nauczyć, ale idzie to z oporami - tak jak w stolicy.

Aktualizacja: 20.12.2018 20:35 Publikacja: 19.12.2018 19:22

PO nie rozumie socjalu, ale się uczy

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

PO powstała jako partia liberalna. Przede wszystkim gospodarczo. Może więc nie ma nic dziwnego w tym, że brak jej od początku zrozumienia dla spraw społecznych. Od trzech lat PiS narzuca jednak ton ograniczania podziałów społecznych i bardziej zrównoważonego rozkładania obciążeń finansowych przez państwo. Partia Jarosława Kaczyńskiego uczyniła nawet z tego instrument do zdobywania wyborców – taki miała przynajmniej zamysł.

W warszawie „duch przedsiębiorczości” od lat zwyciężał z lokatorami, emerytami, studentami i mieszkańcami blokowisk. Centrum miasta stawało się piękniejsze i coraz bardziej puste.

Jako pierwsza przekonała się o konieczności pomartwienia sie także o mieszkańców była prezydent Hanna Gronkieiwcz-Waltz. Po tym jak próbowano ją odwołać w referendum, zauważyła, że chodzi nie tylko o to, by witryny znanych marek ociekały złotem i zdobiły centrum. Drugi raz, kiedy PiS użyło wołających o pomstę przestępstw związanych z reprywatyzacją, do gry o władzę w mieście.

Zdawać by się mogło, że to powinno PO dać do myślenia.

Nie dało. Dlaczego? Być może dlatego, że PO socjalu nie czuje, ona musi się go uczyć. A to oznacza, że sama z siebie rzadko myśli o tym, że ktoś straci. Ona zastanawia się raczej, kto może zyskać.

I z tej właśnie technokratycznej perspektywy liderzy PO oceniają ewidentną wpadkę swoich stołecznych radnych w sprawie bonifikat. – Przecież tyle razy było mówione – wzdychał jeden z posłów PO w rozmowie z „Rz” – trzeba uważać na te sprawy. A ci dalej myślą tak jak dziesięć lat temu: „budżet się spina czy nie” – jakby obok wcale nie było PiS-u!

Nauka, jaką pobiera Platforma, bierze się z udowodnionej prawdy, że bez nośnych haseł i obietnic społecznych od pewnego czasu żadnych wyborów w Polsce wygrać się nie da. Hasło zaproponowane przed elekcją do PE zarówno przez PiS, jak i PO: „wyższe płace”, należy właśnie do tego gatunku. Obie partie starannie nie definiują jednak, czyje mają być te płace. Bo przecież nawet prezes średniej wielkości banku, zarabiając 300 tys. zł, chciałby dostawać więcej. Tylko że jego 5 procent nie jest równe 5 procentom średnich zarobków sklepowej. Można być pewnym, że PiS, pamiętając swój sukces z 2015 roku, będzie się starać o przygotowanie hasła równie powszechnego, jak 500+. Czym odpowie Platforma i jej nowi prezydenci miast?

Bill Clinton powiesił sobie nad biurkiem, kiedy tylko został prezydentem USA, napis „Gospodarka, głupcze!”. Czuł niedosyt prezydenckich działań w tej sferze i jednocześnie przyszłe paliwo wyborcze, jeśli rzeczywiście udałoby się tym zająć. Cały obóz anty-PiS powinien oprócz haseł o konstytucji i prawie powiesić sobie tabliczkę analogiczną do tej Clintona. Zamiast (lub obok) gospodarki powinno zawierać hasło „socjal, głupcy!”. Politycy PO są jednak w kwestii przyswajania socjalnego kursu dość optymistyczni.

– Całe szczęście, że te bonifikaty przytrafiły nam się teraz, na początku kadencji – mówi jeden z radnych KO. – Wpadka wizerunkowa jest jedną z lepszych form nauki. A wpadka na początku kadencji – najlepszą.

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami