Historyk UKSW i były członek Rady IPN wskazuje, że w liście Kiszczak z jednej strony zapewnia Wałęsę o swojej lojalności wobec niego i komplementuje jako współtwórcę przemian 1989 roku. Równocześnie jednak wywiera jednak na Wałęsę presję, aby hamował swojego ministra. - Jest to swego rodzaju gra. Kiszczak zakłada, że Wałęsa wie o tym, że on ma na niego jakieś materiały. Zaznacza, że jego wiedza o sprawach operacyjnych SB jest duża, ale z niej nie korzysta, a wyjątek uczynił jeden raz w odniesieniu do Wałęsy broniąc go przed rzekomo fałszywymi oskarżeniami – mówi historyk i dodaje, że ciekawe jest to czy Wałęsa na ów list odpowiedział zwłaszcza, że w końcówce listu wyraźnie widać, że takiej odpowiedzi oczekuje.

- Ten list może być przez niektórych interpretowany jako dowód na to, że Wałęsa chodził na smyczy Kiszczaka, który go szantażował – mówi historyk. - Byłbym daleki od takiego stwierdzenia, bo to nie jest wystarczający dowód. List jest dla mnie nie tyle dowodem szantażu, co próby wywarcia presji na prezydenta przez Kiszczaka, który poczuł się zagrożony – dodaje.

Co niepokoiło generała? - Musimy pamiętać, że w czasie gdy Kiszczak pisał ten list sytuacja w kraju była niepewna. Rząd Hanny Suchockiej trzy dni wcześniej otrzymał wotum nieufności, a Wałęsa rozwiązał natychmiast parlament. Stało się jasne, że jesienią odbędą się wybory i nie wiadomo kto je wygra. Kiszczak mógł się obawiać, że do władzy dojdą ugrupowania nawołujące do ujawnienia agentury i zmierzające do postawienia go przed sądem. Bał się o swoją przyszłość i stąd jego presja na Wałęsę. Dziś wiemy, że tamte wybory wygrała postkomunistyczna lewica i generał mógł spać spokojnie, ale w momencie pisania tego listu nie było to wiadome – wyjaśnia prof. Dudek.

Historyk podkreśla, że zastanawia go fragment dotyczący niszczenia dokumentów Departamentu IV, który zajmował się rozpracowywaniem Kościoła. - Kiszczak potwierdza, że dokumenty były niszczone – o czym wiemy z innych źródeł – choć bzdurą jest, że odbywało się to zgodnie z prawem. Pytanie tylko po co wplata ten wątek? Czy fragment, w którym pisze, że były one niszczone, by nikt nie szantażował ludzi Kościoła jest kolejną sugestią, że materiały jednak są i mogą być wykorzystane w przyszłości – nie tylko w odniesieniu do hierarchów? – zastanawia się naukowiec.

Dodaje też, że Kiszczak swoją grę z Wałęsą prowadził także później. Zwraca uwagę na to, że kiedy w 2016 roku IPN przejął teczkę TW Bolka był do niej załączony list Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych datowany na rok 1996, którego generał ostatecznie nie wysłał, podobnie jak i samych dokumentów. - Chociaż Wałęsa nie był już u władzy, generał najwyraźniej uznał, że te materiały mogą się jeszcze do czegoś przydać. Oba te listy układają się w logiczną całość, potwierdzającą, że Kiszczak traktował teczkę TW Bolka raczej pasywnie, jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej, nie zaś aktywnie, jako narzędzie oddziaływania na prezydenta – podsumowuje historyk.