Ale potrafił to zwycięstwo znakomicie wykorzystać. 27 listopada 1989 r., zaraz po upadku muru, Helmut Kohl zadzwonił do niego z zapowiedzią, że następnego dnia ogłosi plan zjednoczenia Niemiec. Nikt inny, nawet François Mitterrand, nie został o tym ostrzeżony. W kluczowym momencie wyszła na jaw słabość ówczesnej integracji europejskiej: jedynym prawdziwym partnerem Niemiec okazała się Ameryka.

Bo też George H.W. Bush, prezydent bez charyzmy, ale z solidnymi wartościami, od miesięcy mówił o „Europie zjednoczonej i wolnej". Sedno tej wizji stanowiło połączenie państw niemieckich, ale pod warunkiem, że razem pozostaną w NATO. Była to wizja odważna, bo entuzjastką odzyskaniu wolności przez Europę Środkową nie była wówczas Margaret Thatcher, a Mitterrand obawiał się zjednoczenia RFN. Ale gdy zrozumiał, że nie da się go powstrzymać, wysunął przynajmniej alternatywną koncepcję: ograniczenia pola manewru nowych Niemiec poprzez wprowadzenie euro. Ale i w tej wizji nie było miejsca na pełną integrację Polski z Zachodem, z którą Paryż nie pogodził się do dziś.

Potężnego sąsiada, jaki wyrastał za miedzą, obawiała się też Polska. Nic dziwnego: Kohl jeszcze w marcu 1990 r. sugerował, że Niemcy chcą powrotu do granic z 1937 r., a potem chciał wiązać uznanie granicy na Odrze i Nysie z wypłatą przez nasz kraj odszkodowań za wypędzenie Niemców. Ale pod naciskiem europejskich mocarstw i Busha, musiał ustąpić: rok po upadku muru Bonn uznało granicę z Polską.

To położyło podwaliny pod pojednanie Polaków z Niemcami. Rząd Tadeusza Mazowieckiego od razu zrozumiał, że lansowana przez Waszyngton wizja zjednoczonych, ale pozostających w NATO Niemiec jest również warunkiem powrotu do europejskiej rodziny naszego kraju.

Bush świetnie wykorzystał więc moment słabości Kremla, aby przesunąć granice Zachodu o tysiąc kilometrów na wschód. Dalej się nie dało. Kilkuletni okres jelcynowskiej demokracji kojarzy się Rosjanom z chaosem, upokorzeniem, oligarchią. Ameryka pozbyła się wtedy groźnego rywala, ale tylko do czasu, gdy pojawił się Władimir Putin.