Sprawa wybuchła dopiero teraz bo wcześniej unijny negocjator Michel Barnier utrzymywał w tajemnicy 585-stronicowy tekst porozumienia. Hiszpanie znaleźli feralne zapisy na stronie 297. Uznano w nich, że zapisy umowy rozwodowej będą miały zastosowanie także dla „brytyjskich terytoriów zamorskich”.

- Dla nas Gibraltar to kolonia a nie terytorium brytyjskie – oświadczył jednak szef hiszpańskiej dyplomacji Josep Borell. Chodzi o byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, polityka do tej pory niezwykle zaangażowanego w integrację. Jednak sprawa Gibraltaru ma w Hiszpanii bardzo silny ładunek emocjonalny.

Spór ma swoje źródło w Traktacie z Utrechtu w z 1714 r., który kończył wojnę o sukcesję hiszpańską. To wtedy Wielka Brytania otrzymał położone w strategicznym miejscu terytorium. Trakt oznaczał równocześnie zmierzch złotego wieku potęgi kolonialnej Hiszpanii – kraj stracił wiele ze swoich terytoriów w Europie, w tym Niderlandy i Sardynię. Jednocześnie rozpoczął się wielkie okres potęgi brytyjskiej.

Hiszpania domaga się jednak odrębnego porozumienia w sprawie Gibraltaru także z powodów jak najbardziej współczesnych. Malutkie terytorium jest bowiem potężnym centrum wątpliwych operacji finansowych, przemytu papierosów i gier hazardowych. Madryt domaga się także uregulowania zasad połowów oraz statusu lotniska, które zdaniem Hiszpanów leży na ich terytorium.

Kilka krajów UE stanęło już po stronie Hiszpanii w tym sporze. Jednak Bruksela obawia się, że zmiana treści umowy skłoni także inne państwa Unii do wystąpienia z własnymi postulatami, co sparaliżuje negocjacje o brexicie.