Taka taktyka to jednak spore ryzyko dla partii rządzącej. Przede wszystkim nie pozwala jej wyjść z defensywy, w której znalazła się w kolejnych dniach afery. Najpierw zarządzanie kryzysowe zadziałało. Premier Mateusz Morawiecki wymusił natychmiastową dymisję Marka Chrzanowskiego z funkcji szefa Komisji Nadzoru Finansowego, a minister sprawiedliwości zapowiedział specjalne śledztwo. Problemem nie jest jednak tylko to, że wówczas sprawa ugrzęzła, ale także to, że w obozie władzy pojawił się wyraźny rozdźwięk. W piątek i niedzielę szef banku centralnego bronił swojego byłego studenta i protegowanego Marka Chrzanowskiego, co stanowiło dysonans względem wcześniejszej reakcji premiera. Widać zatem, że kierownictwo PiS jeszcze nie podjęło decyzji, jak poradzić sobie z aferą, którą wywołało upublicznienie nagrania rozmowy szefa KNF z właścicielem Getin Banku Leszkiem Czarneckim.

A czas wcale nie gra na korzyść PiS. Kolejne wątki afery sprawiają, że przybywa spraw, z których partia rządząca będzie musiała się tłumaczyć. Nieprzekonująco brzmią też zaklęcia o wyższości moralnej nad Platformą Obywatelską. PO nie rozliczyła od razu bohaterów afery taśmowej. Ale najwięcej straciła na tym sama i gdy Ewa Kopacz wyrzucała z rządu polityków nagranych u Sowy, było już zbyt późno.

Pamiętać z kolei trzeba, że gdy wybuchła afera hazardowo-wyciągowa, początkowo pierwszą ofiarą był tylko szef Klubu Parlamentarnego Platformy. Ale po tygodniu Tusk uciekł do przodu, przykrywając wybuch afery głęboką rekonstrukcją rządu i wyrzuceniem zeń wszystkich, których nazwisko padało na podsłuchanych przez CBA rozmowach przedsiębiorców z politykami PO.

Czas gra na niekorzyść PiS z jeszcze jednego powodu. Brak przekonującej kontrnarracji ze strony partii rządzącej oraz ujawnianie przez media różnych smacznych historii, jak choćby ta opisana w „Rzeczpospolitej", a dotycząca szczegółów habilitacji byłego już prezesa KNF, uderzają w jeden z najważniejszych projektów, jakie miał PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego chciała przeprowadzić nie tylko zmiany instytucjonalne i prawne w Polsce, ale miała ambicję doprowadzenia do całkowitej przebudowy społecznej. Jej ukoronowaniem miało być stworzenie nowych elit, szerokiego grona swoich, bardziej merytorycznych i bardziej moralnych fachowców i ekspertów, którzy będą stanowili nie tylko zaplecze kadrowe „dobrej zmiany", ale też zrąb nowego ładu społecznego. Dymisja Marka Chrzanowskiego nie jest zapewne pierwszą ani ostatnią dymisją człowieka powołanego na wysokie stanowisko przez rządy PiS. Ale chyba jest – obok historii Bartłomieja Misiewicza – najbardziej spektakularnym przykładem fiaska koncepcji budowy nowych elit.