– Powinien odejść – powiedział o faktycznym władcy Arabii Saudyjskiej czołowy lobbysta pustynnego królestwa w USA, republikański senator Lindsey Graham.
Słowom senatora towarzyszyła rzecz bez precedensu w historii dyplomacji: turecka policja przez dziewięć godzin prowadziła rewizję w saudyjskim konsulacie w Stambule. 2 października za jego drzwiami zniknął emigracyjny dziennikarz Jamal Khashoggi. Mieszkający na stałe w USA i często krytykujący następcę tronu (również na łamach „Washington Post”) wszedł wczesnym popołudniem do budynku, by otrzymać zaświadczenie o swoim rozwodzie.
Od tej pory nikt go nie widział. Za to turecka policja i tamtejsi urzędnicy (anonimowo) zaczęli oskarżać Saudów o zamordowanie dziennikarza w budynku konsulatu. Prorządowa turecka gazeta „Yeni Safak” napisała, że w czasie tortur Khashoggiemu obcięto palce, a saudyjski konsul cały czas prosił: „Nie róbcie tego tutaj, bo będę miał problemy”. W końcu jeden z członków „czarnego szwadronu” zwrócił się do dyplomaty: „Zamknij się, jeśli chcesz zostać przy życiu po powrocie do domu”. Podobno nagranie egzekucji zostało dokonane automatycznie przez zegarek AppleWatch należący do Khashoggiego i przesłane do chmury Apple.
Nikt nie jest bezpieczny
Ciało zamordowanego dziennikarza (według pierwszej wersji, którą 12 października przedstawił „Washington Post”, również powołując się na anonimowych Turków) pocięto, przewieziono do znajdującej się 200 metrów od konsulatu rezydencji konsula i tam zakopano w sadzie. Ale obecnie Turcy (cały czas anonimowo) zaczynają twierdzić, że ciało rozpuszczono w silnym kwasie.
Zabójstwa miała dokonać 15-osobowa grupa Saudyjczyków, która 2 października przyleciała do Stambułu pod dowództwem „osób związanych z księciem Mohammadem”.