Co on może?
Przypomnijmy, kim są w komisjach wyborczych mężowie zaufania. To osoby delegowane przez komitety wyborcze, których zadaniem jest obserwowanie prac komisji. Mogą monitorować wszystkie czynności każdej komisji wyborczej – od obwodowej po Państwową Komisję Wyborczą. Przed i po głosowaniu mogą fotografować i nagrywać prace komisji obwodowych. Mają prawo wnosić uwagi do protokołu, mogą też – to nowe uprawnienie – towarzyszyć przy przewożeniu protokołów z głosowania do komisji wyższego szczebla. Mogą wnosić, by ich nagrania i zdjęcia archiwizować jako dokumenty z wyborów, mają prawo dostać kopie protokołów.
W wyborach samorządowych zadebiutują po raz pierwszy obserwatorzy społeczni. To szansa dla stowarzyszeń i fundacji, które w statutach mają troskę o demokrację, prawa obywatelskie i rozwój społeczeństwa obywatelskiego, by bez konieczności wiązania się z żadnym komitetem wyborczym wystawić do komisji osoby, które będą kontrolować przebieg wyborów. Dotąd polskim wyborom mogły się przyglądać tylko organizacje międzynarodowe. Sejm zlikwidował tę nierówność i wprowadził do komisji osoby o mniejszych prawach niż mężowie zaufania. Nie mogą bowiem wnosić uwag do protokołu ani uczestniczyć w przewozie dokumentów.
Mężami zaufania i obserwatorami społecznymi mogą być osoby co najmniej 18-letnie, które nie są ubezwłasnowolnione ani pozbawione praw publicznych prawomocnymi wyrokami sądów lub Trybunału Stanu. Nie mogą być związane z aparatem wyborczym – czyli wykluczeni są pełnomocnicy komitetów wyborczych, urzędnicy bądź komisarze wyborczy, członkowie komisji ani kandydaci.
Mężów zaufania i obserwatorów społecznych nie trzeba nigdzie zgłaszać, wystarczy, że w dniu głosowania zameldują się w danej komisji z dowodem osobistym i zaświadczeniem wystawionym przez desygnujący go podmiot według wzoru ogłoszonego już przez PKW. Przewodniczący komisji wskaże mu miejsce – i można będzie zacząć obserwację.
Gdyby przyjąć za pewnik oskarżenia, rzucane przez Prawo i Sprawiedliwość, o sfałszowaniu wyborów samorządowych w 2014 r., należałoby założyć, że mężowie zaufania cztery lata temu się nie sprawdzili. Ze sprawozdania PKW z tamtych wyborów, w których niesprawny system informatyczny i brak decyzyjności ówczesnej komisji doprowadził do czekania na wyniki przez tydzień, nie wynika, by mężowie zaufania donosili o masowych fałszerstwach. Zatem albo nie zdali egzaminu, albo oskarżenia były na wyrost. To ostatnie zresztą potwierdziły sądy, uznając ledwie 56 z niemal 1,5 tysiąca protestów wyborczych, a tylko kilka z nich można byłoby podciągnąć pod pojedyncze przypadki fałszowania głosów. W sprawozdaniu opublikowanym przez PKW czytamy, że „uwagi i zarzuty wniesione przez mężów zaufania miały często charakter organizacyjno-porządkowy" i nie były liczne. Cztery lata temu PiS miało specjalny zespół ds. monitorowania wyborów, kierowany przez byłą posłankę Annę Sikorę. Bydgoski działacz PiS, Łukasz Schreiber, który trzy lata później stał się twarzą zmian w Kodeksie wyborczym, mówił wówczas „Gazecie Pomorskiej", że mężowie zaufania nie zgłosili poważnych nadużyć. Sam Jarosław Kaczyński we „Wprost" ubolewał, że korpus ochrony wyborów „w tych wyborach niestety funkcjonował słabiej". Słabiej, bo nie przyniósł dowodów na fałszerstwa, o których mówił prezes?
Na bazie tamtych wyborów pojawiły się takie organizacje, jak Ruch Kontroli Wyborów, które aktywnie w dwóch kolejnych elekcjach w 2015 r. – prezydenckiej i parlamentarnej – patrzyły na ręce komisjom wyborczym. Działalność RKW dostrzegła Państwowa Komisja Wyborcza, poświęciła mu fragment w sprawozdaniu z wyborów prezydenckich 2015: „Odnotowano aktywne działania RKW skierowane na poszukiwanie nieprawidłowości i problemów w przeprowadzaniu wyborów przez organy i służby wyborcze. (...) Nie znajdując natomiast poważniejszych uchybień w sposobie przeprowadzania wyborów przez obwodowe komisje wyborcze, Ruch Kontroli Wyborów doszukiwał się błędów i uchybień w sprawach niemających żadnego wpływu na przebieg i wynik głosowania". Jakkolwiek ocenić ówczesną działalność przedstawicieli RKW, którzy w komisjach wyborczych zasiadali głównie jako mężowie zaufania komitetów Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza, przyznajmy, że był to pierwszy zinstytucjonalizowany ruch społeczny, który postawił sobie za cel nadzorowanie procesu wyborczego. To także postulatom RKW inne organizacje zawdzięczają, że w Kodeksie wyborczym znalazło się miejsce dla obserwatorów społecznych. RKW wysyłał do komisji osoby w większości przeszkolone, przygotowane merytorycznie, wyposażone w rady, które choć u przeciętnego odbiorcy mogły budzić uśmiech („Mąż zaufania powinien być nieufny, zwłaszcza, gdy okazywana jest mu przesadna uprzejmość"), to dla osoby, której podstawową cechą podczas obserwacji winna być nieufność, były źródłem wiedzy, jak się zachować i na co zwracać uwagę. Utworzeni przez PO Wolontariusze Wolnych Wyborów czy Obywatelska Kontrola Wyborów KOD-u, które mają pilnować wyborów samorządowych, mogą pełnymi garściami czerpać z ich doświadczeń.