Polskie kino jest dojrzałe i różnorodne. Wrażliwe, ale potrafi ostro spojrzeć na rzeczywistość. Wpisuje się w światowe nurty, zachowując jednocześnie narodowy charakter.
Zwycięska „Zimna wojna” zrobiła furorę na festiwalu w Cannes, skąd Paweł Pawlikowski wyjechał z nagrodą za reżyserię, ma znakomite recenzje na całym świecie. Bardzo osobista, osadzona na przełomie lat 50. i 60. XX wieku historia miłości niemożliwej w tle kryje opowieść o trudnej polskiej historii, ale też współczesną refleksję na temat polityki wdzierającej się w życie zwyczajnych ludzi i goryczy emigranckiego losu.
Podróże w przeszłość
Coraz częściej właśnie w przeszłości filmowcy szukają wytłumaczenia tego, co dzieje się dziś. Tak w naszym niespokojnym świecie postępują ostatnio artyści tej miary co Alfonso Cuaron, Mike Leigh, Yorgos Lanthimos, bracia Coen czy Jacques Audiard. Zwrot ku mniej lub bardziej odległej historii czuje się również w kinie polskim także wtedy, gdy artyści robią filmy bardzo osobiste.
Do prywatnych, rodzinnych dziejów obok Pawła Pawlikowskiego wrócił Jan Jakub Kolski w „Ułaskawieniu” (nagroda za scenariusz i kreację Grażyny Błęckiej-Kolskiej) opowiadając historię swoich dziadków, którzy tuż po wojnie chcieli godnie pochować syna – żołnierza wyklętego. Z trumną umieszczoną na furze przejechali kilkaset kilometrów przez podzielony kraj, do którego wkraczała nowa władza. Reżyser pokazał czas, w którym wśród gwałtu i nienawiści największą wartością staje się zachowanie własnego człowieczeństwa.
Inny film oparty na wspomnieniach – „Autsajder” Adama Sikory o młodym chłopaku stłamszonym i zniszczonym przez machinę stanu wojennego z 1982 roku – jest ostrzeżeniem przed bezkarnie czującą się władzą.