„Są momenty w historii, które naznaczają narody, są momenty w życiu, które zmieniają nas jako ludzi – napisał reżyser na Twitterze 25 lipca.
Meksykanin zrobił znakomitą karierę w Stanach, ma na swoim koncie m.in. oparte na powieści Dickensa, uwspółcześnione „Wielkie nadzieje”, dramat futurologiczny „Ludzkie dzieci” i jedną z części „Harry’ego Pottera”. Cztery lata temu za „Grawitację” dostał dwa Oscary - za reżyserię i montaż. Teraz, po 17 latach, jakie minęły od jego meksykańskiego „I twoją matkę też”, wrócił do własnego kraju, do własnych korzeni i wspomnień. Akcja „Romy” toczy się na początku lat 70. Cuaron opowiada historię swojej rodziny, oczami dziecka obserwuje rozpad małżeństwa rodziców, ukrywaną przed dziećmi rozpacz matki, jej próbę pozbierania się od nowa i odnalezienia w sobie siły do zbudowania samodzielnego życia. Ale przede wszystkim „Roma” jest pięknym listem miłosnym do kobiety, której wspomnienie reżyser wyniósł z dzieciństwa. Służąca Cleo w jego domu sprzątała, gotowała, ale też zajmowała się nim i jego rodzeństwem. Ciepła, przywiązana, rozumiejąca – stała się ważną częścią ich świata. A sama przeżyła tragedię: jej córeczka, którą miała wychowywać samotnie, urodziła się martwa.
Czytaj także: Cannes 2018: Festiwal bez filmów Netflixa
— 90 procent scen tego filmu to obrazy, które wysupłałem z własnej pamięci — przyznaje Cuaron dodając, że film powstał w miejscach, o których opowiada lub ich dokładnych replikach zbudowanych przez scenografów.
Na ekranie obija się tu również Meksyk, z jego społecznymi podziałami, rewolucją toczącą się na ulicy, jednak przede wszystkim „Roma” jest opowieścią o potrzebie miłości, o solidarności kobiet, o smakach, zapachach i kolorach dzieciństwa, które zostają w człowieku na zawsze.
To najbardziej osobisty z wszystkich dotychczasowych obrazów Cuarona. Reżyser nie mogąc współpracować ze swoim stałym operatorem Emmanuelem Lubezkim, sam zdecydował się nawet stanąć za kamerą i – jak Pawlikowski – zrobił film na taśmie czarno-białej. Wzruszający, ciepły i mądry.
Warto dodać, że „Roma” powstała dzięki Netflixowi, a jej producent w Wenecji zapowiedział, że film będzie można oglądać nie tylko poprzez platformę streamingową, lecz również w kinach.