Ostatnie dni kultu Franco

Jeśli mniejszościowy rząd lewicy nie padnie, nastąpi ekshumacja prochów dyktatora z bazyliki pod Madrytem.

Aktualizacja: 31.08.2018 18:43 Publikacja: 30.08.2018 19:29

Ostatnie dni kultu Franco

Foto: AFP

Niczym przyczajony tygrys, premier Pedro Sanchez szykuje się do uderzenia od kilku miesięcy. Ma już zgodę Kościoła, zdołał też zneutralizować protesty rodziny Francisca Franco. No i zebrał większość w Kongresie.

Czytaj także: Hiszpania wstydzi się Franco

Samo głosowanie ma się odbyć już we wrześniu, a operacja przeniesienia resztek tego, którego Hiszpanie w latach dyktatury nazywali „Caudillo" („Przywódca") – w październiku.

– To będzie któryś z poniedziałków, bo wtedy kompleks Doliny Poległych jest zamknięty – mówi „Rz" Marco Gonzalez, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia na rzecz Odzyskania Pamięci Historycznej (ARMH), która stara się ustalić miejsce pochówku ofiar frankizmu.

Franco ma bardzo dużo krwi na rękach. Zdaniem brytyjskiego historyka Antony'ego Beevora na jego rozkaz w latach wojny domowej i po jej zakończeniu zginęło przynajmniej 350 tys. Hiszpanów. 114 tys. z nich wciąż uważa się za „zaginionych", bo nie wiadomo, gdzie porzucono ich ciała. O wiele więcej osób było więzionych, zmuszonych do emigracji, wyrzucanych z pracy.

Ale społeczeństwo wciąż jest głęboko podzielone w ocenie dyktatora. Z sondażu „El Mundo" wynika, że tylko dla 40,9 proc. nie powinien już być dłużej czczony w gigantycznej bazylice wykutej w skale. 38,5 proc. jest przeciwnego zdania, a 20,6 proc. nie ma w tej sprawie opinii. O ile zwolennicy lewicowych ugrupowań PSOE i Podemos zdecydowanie popierają inicjatywę Sancheza, to wyborcy konserwatywnej PP i liberalnej Ciudadanos mają przeciwne nastawienie.

– Do niedawna w szkołach w ogóle nie wspominano o tym, czym był naprawdę frankizm. Przez 43 lata demokracji żaden rząd nie chciał dokonać całościowego bilansu dyktatury, wciąż nie wiadomo, ile dokładnie pochłonęła ofiar. Nigdy nie powstał też odpowiednik polskiego IPN – mówi „Rz" Bonifacio Sanchez, rzecznik ARMH.

Hiszpańska prasa wskazuje, że rządzącego sąsiednią Portugalią niemal przez cztery dekady Antonio Salazara pochowano w rodzinnej wiosce w grobie bez jakiejkolwiek inskrypcji. – W żadnym demokratycznym kraju Europy nie czci się już tak dyktatora – uważa Pedro Sanchez.

W takiej atmosferze nawet PP i Ciudadanos zapowiedziały, że wstrzymają się w Kongresie od głosu. A to daje gwarancje, że decyzja o wyprowadzeniu prochów zostanie uchwalona.

Ale Dolina Poległych to nie tylko sanktuarium frankizmu, ale także opactwo benedyktyńskie. Teoretycznie Kościół mógłby więc zablokować ekshumację. Jednak zaraz po objęciu władzy premier spotkał się z arcybiskupem Madrytu i uzyskał od niego sygnał, że Franciszek nie sprzeciwi się operacji. Kościół katolicki w Hiszpanii stracił bardzo wiernych z powodu poparcia dyktatury i Watykan chce odciąć się od tamtej spuścizny.

Ale być może nie do końca. Inspirowany otwartym w 2010 r. w Santiago de Chile Centrum Pamięci, poświęconemu czarnym latom dyktatury Augusta Pinocheta, premier chciał przekształcić w podobny ośrodek Doliny Poległych. Ale w tym tygodniu z tego pomysłu się wycofał – Dolina ma być cmentarzem cywilnym 33 tys. ofiar wojny domowej.

– Kościół nie chciał, aby w tym miejscu pokazywano, jaką rolę odgrywał w latach dyktatury. To był krok za dużo, groził zablokowaniem całej operacji i rząd się cofnął – uważa Bonifacio Sanchez.

Takiego kompromisu nie udało się natomiast uzgodnić z rodziną Franco. – Demokracja obeszła się z nimi bardzo dobrze. Przynajmniej ten jeden, jedyny raz mogliby okazać wdzięczność – mówi były premier Jose Luiz Zapatero, którego dziadka rozstrzelali frankiści.

Decyzja rządu przyjęta w formie dekretu powoduje co prawda, że rodzina nie może jej zablokować. Ale zwolennicy dyktatora są nieugięci. „Ekshumacja bez zgody rodziny to profanacja" – uważa Juan Chicharro, prezes Fundacji Francisco Franco.

Marco Gonzalez nie traci jednak nadziei: – Wyniesienie prochów Franco może się okazać przełomem w polityce historycznej Hiszpanii. Ale muszą za tym pójść kolejne kroki, najpierw ustalenie i oddanie rodzinom prochów wszystkich ofiar, a potem wskazanie wszystkich winnych zbrodni – podkreśla.

Niczym przyczajony tygrys, premier Pedro Sanchez szykuje się do uderzenia od kilku miesięcy. Ma już zgodę Kościoła, zdołał też zneutralizować protesty rodziny Francisca Franco. No i zebrał większość w Kongresie.

Czytaj także: Hiszpania wstydzi się Franco

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie