Rumunia: Prezydent zmuszony do odwołania śledczej walczącej z korupcją

Postkomuniści podważają zasady praworządności. Prezydent i Bruksela są bezsilni.

Aktualizacja: 15.07.2018 19:42 Publikacja: 15.07.2018 18:46

Prezydent Klaus Iohannis stanął przed wyborem: impeachment lub wstrzymanie walki z korupcją.

Prezydent Klaus Iohannis stanął przed wyborem: impeachment lub wstrzymanie walki z korupcją.

Foto: AFP

DNA – to specjalna dyrekcja Prokuratury Generalnej do zwalczania korupcji. Do ubiegłego poniedziałku kierowała nią Laura Codruta Kovesi. Dzięki niej korupcja, która była do niedawna prawdziwą rumuńską plagą, została mocno ograniczona.

Tydzień temu pani Kovesi otrzymała od prezydenta pismo z dymisją. Co ciekawe, nastąpiło to zaledwie kilka godzin przed posiedzeniem kierowniczego gremium partii PSD rządzącej od wyborów w grudniu 2016 roku. Miała na nim zapaść decyzja o wszczęciu procedury impeachmentu prezydenta Klausa Iohannisa, gdyby nie zdymisjonował prokurator Kovesi. Socjaldemokraci z PSD, w gruncie rzeczy postkomuniści, wspólnie z satelicką partią liberalną ALDE mają większość w parlamencie i projekt odwołania prezydenta miał spore szanse powodzenia. Prezydent zrobił więc to, czego żądała rządząca koalicja, i zwolnił Kovesi, której dyrekcja tylko w ubiegłym roku oskarżyła ponad 700 urzędników o nadużycia. Za kratki trafili nawet były premier Adrian Nastase i wielu byłych członków rządu.

Czytaj także: Rumunia grzeszy jak Polska

Cała sprawa jest klasycznym przykładem naruszania praworządności i nadużywania prawa przez dominujące ugrupowanie polityczne. W tle są Trybunał Konstytucyjny, Najwyższa Rada Sądownictwa, odpowiednik naszego KRS, oraz parlament.

Wygrana prezesa

Dymisja prokurator Kovesi jest zwycięstwem 56-letniego przywódcy PSD Liviu Dragnea. Głosił on od dawna, że działalność szefowej DNA dewastuje wizerunek Rumunii jako kraju sukcesu, który w ubiegłym roku zanotował największy w UE wzrost gospodarczy.

Takie słowa są oczywiście zasłoną dymną prawdziwych motywów prezesa Dragnei.

Podobnie jak w Polsce przywódca rządzącej partii nie jest premierem i rządzi z tylnego fotela. Nie jest jednak wyłącznie prezesem partii i zwykłym posłem, lecz przewodniczącym niższej izby parlamentu. Od wyborów zdążył wymienić już dwu szefów rządu. Sam nie może zostać premierem, gdyż ciąży na nim prawomocny wyrok za fałszowanie podpisów w trakcie przygotowań do referendum w sprawie odwołania poprzedniego prezydenta Traiana Basescu.

Zaledwie trzy tygodnie temu Dragnea został skazany w pierwszej instancji na trzy i pół roku więzienia. Chodzi o wypłatę dwu urzędniczkom równowartości ok. 24 tys. euro, gdy był politykiem samorządowym. Pieniądze otrzymywały pośrednio z instytucji państwowej, lecz pracowały dla PSD. To nie wszystko. Nad prezesem Dragneą wisi kolejna sprawa korupcyjna dotycząca zarzutów defraudacji 21 mln euro unijnych dotacji. Sprawy Dragnei prowadziła DNA kierowana przez Kovesi

Wszelkie próby nacisku na prezydenta, aby pozbyć się Kovesi, nie dawały rezultatu mimo przegłosowania w parlamencie wiosną tego roku uchwały o jej dymisji.

Po stronie prezydenta stanęła Najwyższa Rada Sądownictwa, uznając, że zarzuty wobec szefowej DNA są pozbawione podstaw merytorycznych. Pod koniec maja sprawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego. Zwolennicy PSD są tam w większości. Zajęli się sprawą od strony formalnej, uznając na 133 stronach uzasadnienia orzeczenia, że prezydent nie może nie zrealizować wniosku rządu. Nie powinno go obchodzić, czy jest merytorycznie zasadny, czy też nie. Innymi słowy, skierowane do prezydenta żądanie rządu dymisji Kovesi musi zostać przez niego załatwione pozytywnie. Ignorowanie przez prezydenta tego orzeczenia ułatwiłoby znakomicie PSD uruchomienie procedury impeachmentu.Tak więc Liviu Dragnea dopiął swego, usuwając Laurę Kovesi, jedną z przeszkód do objęcia stanowiska szefa rządu.

Co więcej, trzy tygodnie temu parlament znowelizował ustawę antykorupcyjną, wprowadzając w niej ponad 200 poprawek. Jedna z nich stanowi, że nie ponosi winy ten, kto nie odniósł bezpośredniej korzyści w sprawie korupcyjnej. Ułatwi to znakomicie Liviu Dragnei obronę w drugiej instancji w sprawie, w której został skazany na trzy i pół roku.

Unia nie chce nowego frontu

Nowelizacja wprowadza także kuriozalne przepisy uzależniające odpowiedzialność za korupcję od uposażenia urzędników oraz ich wieku.

To kolejna wersja pomysłu z ubiegłego roku, zgodnie z którym urzędnicy mieliby nie ponosić żadnych prawnych konsekwencji za nadużycie władzy, jeżeli wartość wynikająca z tego tytułu szkód byłaby mniejsza niż 200 tys. lei, czyli ok. 45 tys. euro. Przeciwko takim pomysłom zaprotestowało 300 tys. osób w całym kraju, a także Komisja Wenecka oraz Komisji Europejska.

Ta ostatnia zajęta jest monitorowaniem rozwoju sytuacji w Polsce i na Węgrzech i nie ma zamiaru otwierać nowego frontu w Rumunii. Tymczasem najłatwiej byłoby wywrzeć presję właśnie na Bukareszt.

Rzecz w tym, że przystępując do UE w 2007 roku, Rumunia podpisała traktat akcesyjny, w którym umieszczone zostały mechanizmy współpracy i weryfikacji, na podstawie których Komisja UE dokonuje co roku oceny stanu praworządności. W ostatnim raporcie z końca ubiegłego roku zawarto szereg rekomendacji dla rządu dotyczących zwłaszcza współpracy z Komisją Wenecką oraz Radą Europy. Nie zostały zrealizowane. Bruksela czeka na raport przygotowywany na koniec tego roku.

DNA – to specjalna dyrekcja Prokuratury Generalnej do zwalczania korupcji. Do ubiegłego poniedziałku kierowała nią Laura Codruta Kovesi. Dzięki niej korupcja, która była do niedawna prawdziwą rumuńską plagą, została mocno ograniczona.

Tydzień temu pani Kovesi otrzymała od prezydenta pismo z dymisją. Co ciekawe, nastąpiło to zaledwie kilka godzin przed posiedzeniem kierowniczego gremium partii PSD rządzącej od wyborów w grudniu 2016 roku. Miała na nim zapaść decyzja o wszczęciu procedury impeachmentu prezydenta Klausa Iohannisa, gdyby nie zdymisjonował prokurator Kovesi. Socjaldemokraci z PSD, w gruncie rzeczy postkomuniści, wspólnie z satelicką partią liberalną ALDE mają większość w parlamencie i projekt odwołania prezydenta miał spore szanse powodzenia. Prezydent zrobił więc to, czego żądała rządząca koalicja, i zwolnił Kovesi, której dyrekcja tylko w ubiegłym roku oskarżyła ponad 700 urzędników o nadużycia. Za kratki trafili nawet były premier Adrian Nastase i wielu byłych członków rządu.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"