Taco Hemingway wydał w piątek płytę „Cafe Belga”

„Cafe Belga”, wydana z zaskoczenia w piątek 13 lipca, nowa płyta czołowego polskiego rapera Taco Hemingwaya - to jego kolejna ucieczka przed dekadencją.

Publikacja: 13.07.2018 19:23

Taco Hemingway wydał w piątek płytę „Cafe Belga”

Foto: Pawel Dymanski [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)], from Wikimedia Commons

Taco zblazowany, a może zmęczony, warszawskim zgiełkiem i komercyjnym sukcesem duetu TACONAFIDE, udaję się w stronę Brukseli, by oderwać się raz jeszcze od demonów sławy.

Brak świeżości

Zeszłoroczny album Taco „Szprycer” może nie powalał na kolana od samego początku, jednak z perspektywy czasu jest to solidny, spójny, a zarazem lekki i spontaniczny materiał. Wakacyjne brzmienia, nowe rozwiązania wokalne zaskoczyły pozytywnie, a pełen luz w tekstach Taco czuć było na kilometr. Wiosenna bestsellerowa produkcja „SOMA 0,5mg” w duecie z Quebonafide nie robiła wielkiego wrażenia w warstwie lirycznej, jednak od strony technicznej warszawski raper udowodnił, że robi postępy. Potem nastąpiło świetnie sprzedane tournée, niedawny występ TACONAFIDE na Openerze i padło pytanie: co dalej?

Odpowiedzią jest właśnie „Cafe Belga”, czyli jedenaście nowych utworów. Jak to Taco ma w zwyczaju, nie zaprosił nikogo do gościnnych występów na płycie, a za produkcje odpowiadają wyłącznie jego niezawodni ludzie – Rumak i Borruci. Powstała synteza wszystkich stylów i tematów, które mieliśmy okazje usłyszeć w poprzednich piosenkach Filipa Szcześniaka. Dlatego słuchając nowych kompozycji czuć, że raper jest więźniem swojego stylu i tym razem zabrakło mu świeżości, polotu, a przede wszystkim błyskotliwości w tekstach.

Nie być celebrytą

Narracja albumu opiera się na wywiadzie, którego Taco udzielił podczas pobytu w Brukseli, zaś tytuł wydawnictwa jest zainspirowany nazwą brukselskiej klubo-kawiarni.  

Wiecznie niezadowolony Taco dzieli się swoją pesymistyczną wizją świata oraz jego bliskiej przyszłości. Krytycznie odnosi się do kondycji dzisiejszej młodzieży, gęsto nawiązując do współczesnej popkultury. Teksty wypełnione są klasyczną dla stylu rapera nostalgią i tęsknotą do czasów, kiedy nie był sławny. Motywy problemów w komunikacji i międzyludzkich relacjach przeplatają się z wątkami o Internecie i smart-fonach. Taco walczy z poczuciem dekadencji i podkreśla, że próbuje żyć wciąż jak zwykły młody człowiek. Dlatego izoluje się od celebrytów i rapowej branży. Narzeka na brak prywatności, jednak ma świadomość, że beztroska już nigdy nie powróci. Chciałoby się spointować: „Starość nie radość!”

Zawał w tramwaju Taco powraca też do walorów i demonów nocnej Warszawy, jednak z perspektywy coraz starszego gościa. I w tym przypadku, utwory takie jak „ZTM” czy „Motorola”, są rozwinięciem tematów charakterystycznych dla wcześniejszej twórczości Taco. Najciekawszymi pozycjami na płycie są anglojęzyczna „4 AM in Girona” o tytule nawiązującym do słynnej serii piosenek Drake’a, a także „2031”, w którym Taco ironizuje na temat swojej kłopotliwej przyszłości: „Sprawdzam sobie własną Wikipedię, widzę znowu same dzikie brednie/ Ktoś mi wpisał datę śmierci dzisiaj, widzę w szybie jak mi lico blednie/ Umieram na zawał w tramwaju, wśród paru kanarów”.

Monotonia

Najgorsze jest to, że wersy na „Cafe Belga” robią wrażenie jakby złożone były na siłę, w pośpiechu. Próby śpiewanych refrenów nie zawsze są strzałem w dziesiątkę, a nagłe przyspieszenia tempa rapowania wychodzą słabo pod względem rytmicznym.

Nie ma wątpliwości, że to o czym rapuje Taco jest z jego życia wzięte. Bystrego oka i bacznych obserwacji wciąż nie można mu odmówić. Oczywiście trudno „nawijać” o czymś innym niż o własnym światopoglądzie i osobistych perypetiach, jednak opieranie się na tym samym patencie po raz kolejny może wydawać się monotonne. Taco zresztą tłumaczy swoją monotematyczność w pierwszym utworze: Mama pyta, kiedy zacznę pisać o czymś/ Mówię jej że kiedy coś mi się przytrafi”. W kawałku „Reżyseria: Kubrick” porusza kluczową dla wszystkich znanych ludzi kwestię sławy, powołując się na niedawno rozegrany mecz Polski z Senegalem: „Wszyscy nas kochają kiedy wygrywamy, nienawidzą, gdy przytrafi się Senegal”. Co dalej?

Taco zblazowany, a może zmęczony, warszawskim zgiełkiem i komercyjnym sukcesem duetu TACONAFIDE, udaję się w stronę Brukseli, by oderwać się raz jeszcze od demonów sławy.

Brak świeżości

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone