USA kontra Chiny: Najważniejsze starcie Ameryki

Wojna handlowa USA z Chinami to część strategicznej konfrontacji, która wpłynie także na bezpieczeństwo Polski.

Aktualizacja: 09.07.2018 11:38 Publikacja: 08.07.2018 18:10

Prezydent Chin Xi Jinping gra północnokoreańską kartą: sekretarz stanu Mike Pompeo nie uzyskał gwara

Prezydent Chin Xi Jinping gra północnokoreańską kartą: sekretarz stanu Mike Pompeo nie uzyskał gwarancji rezygnacji przez Kim Dzong Una z broni jądrowej.

Foto: AFP

Donald Trump chce dawkować ciosy. W piątek o północy weszły w życie 25-procentowe cła na chińskie towary importowane do USA warte 34 mld dol., ale prezydent chce już za dwa tygodnie wprowadzić podobne opłaty na kolejne 16 mld USD. A docelowo jest, jak sam zapowiedział, gotów obłożyć karnymi cłami import z ChRL wart 500 mld dol.! Eksperci mówią więc o „największej wojnie handlowej świata".

Tyle że wcale nie jest pewne, czy wygra ją Waszyngton. Na razie Chiny odpowiedziały wprowadzeniem identycznych ceł na amerykańskie towary warte także 34 mld dol., ale to strategia na krótką metę, bo z powodu gigantycznego deficytu w handlu z USA Pekin nie może obłożyć cłami importu ze Stanów o zbyt dużej wartości, gdyż taki nie istnieje. Jednak powiązany z chińskimi władzami „South China Morning Post" wskazuje, że ze względu na niezwykle silne powiązania produkcyjne Ameryka de facto strzela sobie gola, wprowadzając karne cła: to spowoduje wzrost cen komponentów i towarów konsumpcyjnych w USA, co bezpośrednio uderzy w dziesiątki milionów biedniejszych Amerykanów, wyborców Trumpa.

Czytaj także: Trump zamówił flagi na kampanię w 2020 roku. Z Chin

Chiński prezydent Xi Jinping jest też gotów poszerzyć pole konfrontacji daleko poza handel.

– Pekin bardzo skorzystał na przystąpieniu do WTO 17 lat temu, na liberalnym porządku światowym stworzonym przez Amerykę. Ale dziś Chiny są pierwszą gospodarką świata (przy uwzględnieniu realnej mocy nabywczej walut narodowych – red.), czują się potężne i chcą ni mniej, ni więcej ten porządek światowy zmienić. To bardzo niepokojące - mówią „Rz" wysokiej rangi japońskie źródła dyplomatyczne.

Jednym z instrumentów, których Xi może użyć w tej rozgrywce, jest 1,17 bln USD, jakie jego kraj zainwestował w amerykańskie bony skarbowe: ich gwałtowna sprzedaż mogłaby spowodować załamanie dolara i zwyżkę kosztów obsługi amerykańskiego długu. Pekin zaczął też wprowadzać utrudnienia dla inwestycji USA w Chinach, innej pięty achillesowej Stanów: od iPhone'ów po buty Nike wiele kultowych amerykańskich produktów powstaje w Państwie Środkowa.

To starcie wykracza jednak poza gospodarkę. W sobotę sekretarz stanu Mike Pompeo próbował w Pjongjangu uzyskać gwarancje, że złożona przez Kim Dzong-Una na szczycie w Singapurze 11 czerwca obietnica „pełnego i nieodwracalnego rozbrojenia nuklearnego" zostanie rzeczywiście dotrzymana. Ale wiele wskazuje na to, że bezskutecznie: z raportów CIA wynika wręcz, że komunistyczny reżim przyspieszył program jądrowy. Zaś po wyjeździe Pompeo, Pjongjang wrócił do agresywnej retoryki wobec USA. Cytowany przez amerykańskie media przedstawiciel północnokoreańskich władz zarzucił Amerykanom stosowanie „gangsterskich metod", domagając się likwidacji całego arsenału jądrowego przed zniesieniem sankcji.

– Musimy trzymać się takiej sekwencji. Na początku lat 90., a potem w 2005 r. uwierzyliśmy w obietnicę Pjongjangu i dostarczyliśmy im wielkie ilości paliwa, a potem nas oszukali. To nie może się powtórzyć – mówi cytowany dyplomata Japonii, kraju bezpośrednio zagrożonego atakiem jądrowym Kima. – Wszystko zależy od Chin, z którymi Korea Północna realizuje 90 proc. handlu zagranicznego. Koreański dyktator pójdzie na ustępstwa tylko pod presją katastrofalnej kondycji gospodarczej – dodaje.

Tą kartą Xi będzie teraz grał z upodobaniem, bo przynajmniej do listopadowych wyborów do Kongresu Trump nie może przyznać, że został przez Pjongjang oszukany.

Premier Shinzo Abe wysłał właśnie na Morze Południowochińskie lotniskowiec helikopterowy, który ma pokazać, że Tokio nie zgodzi się na przejęcie przez Pekin wyłącznej kontroli nad tym kluczowym dla swobody handlu międzynarodowego akwenem. Dotyczy to trzech amerykańskich lotniskowców (w tym supernowoczesnego „Ronalda Reagana") wykonujących to samo zadanie. Ale przyjmując pod koniec czerwca szefa Pentagonu Jima Mattisa, Xi Jinping zapowiedział, że i na tym polu nie zamierza pójść na ustępstwa. – Gdy idzie o suwerenność i integralność Chin, nasza postawa jest zdecydowana i jasna. Nie oddamy ani cala tego, co pozostawili nam nasi przodkowie – oświadczył chiński przywódca. To wyzwanie dla amerykańskich sojuszników w Azji, nie tylko Tajwanu, ale także Indii i Japonii.

– Szczególnie częste są przypadki naruszenia przez chińskie statki wód terytorialnych wokół leżących na Morzu Wschodniochińskim wysp Senkaku, które stanowią integralne terytorium Japonii – mówił w piątkowym wywiadzie dla „Rz" szef japońskiego MSZ Taro Kono.

W tej sytuacji także Trump chce poszerzyć pole starcia z Chinami dalece poza handel. 16 lipca weźmie udział w pierwszym szczycie z Władimirem Putinem w Helsinkach, pod którego może próbować przeciągnąć Rosję na swoją stronę w rozgrywce z Pekinem. Europa, która ma teraz dla USA mniejsze znaczenie strategiczne, może za to zapłacić wysoką cenę.

Donald Trump chce dawkować ciosy. W piątek o północy weszły w życie 25-procentowe cła na chińskie towary importowane do USA warte 34 mld dol., ale prezydent chce już za dwa tygodnie wprowadzić podobne opłaty na kolejne 16 mld USD. A docelowo jest, jak sam zapowiedział, gotów obłożyć karnymi cłami import z ChRL wart 500 mld dol.! Eksperci mówią więc o „największej wojnie handlowej świata".

Tyle że wcale nie jest pewne, czy wygra ją Waszyngton. Na razie Chiny odpowiedziały wprowadzeniem identycznych ceł na amerykańskie towary warte także 34 mld dol., ale to strategia na krótką metę, bo z powodu gigantycznego deficytu w handlu z USA Pekin nie może obłożyć cłami importu ze Stanów o zbyt dużej wartości, gdyż taki nie istnieje. Jednak powiązany z chińskimi władzami „South China Morning Post" wskazuje, że ze względu na niezwykle silne powiązania produkcyjne Ameryka de facto strzela sobie gola, wprowadzając karne cła: to spowoduje wzrost cen komponentów i towarów konsumpcyjnych w USA, co bezpośrednio uderzy w dziesiątki milionów biedniejszych Amerykanów, wyborców Trumpa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"