Polityczne napięcie pomiędzy Rosją i Zachodem weszło dosłownie na poziom kuchenny. Antyamerykanizm Władimira Putina objawia się krytyką demokratycznych wartości, a więc i stylu życia. A jeśli tak, to obiektem potępienia jest również dorobek kulinarny. Podobnie jak za czasów Stalina i Chruszczowa rosyjskie media wyszydzają hamburgery. Dzieci i emeryci są straszeni zgubnymi dla zdrowia skutkami picia coca-coli. Aż chciałoby się powiedzieć: witamy w ZSRR!
Ale współczesna kampania propagandowa to przede wszystkim pochwała wszystkiego co rosyjskie. Trudno zatem, aby powrót do korzeni nie objął kwestii tak egzystencjalnej jak jedzenie. Media kipią od programów kulinarnych, których zadaniem jest nie tyle gotowanie na ekranie, co wbijanie widzów w dumę z powodu przewag rosyjskich potraw. Teraz każdy przedszkolak i każda gospodyni domowa wiedzą, że „zgniły Zachód" nic nie robił przez setki lat, tylko kradł podstępnie receptury kotletów, o przepisach na kapuśniak nie wspominając. Ba, autorstwo barszczu, czyli prawo do miana dania narodowego, jest od lat przedmiotem poważnego sporu z Ukrainą. Bo też jak twierdzą rosyjscy historycy, gdy zasobna we wszystkie płody Ruś opływała dostatkami, reszta Europy głodowała, pojadając skromnie brukiew. No cóż, w dobie sankcji ekonomicznych, które zamknęły Rosjanom import unijnych produktów, Putinowi pozostało tylko hasło: Rosja potęgą żywnościową jest i basta. A na razie z łezką w oku można powspominać imperialne „zastolie", co w języku naszych wschodnich sąsiadów oznacza biesiadowanie.
Rosyjska kuchnia
Wśród rosyjskich ekspertów kulinarnych trwa spór o to, co jest narodową kuchnią i czy w ogóle o takowej można mówić, zważywszy na meandry historii. Okazuje się, że Rosjanie, podobnie jak wszyscy Słowianie, do perfekcji opanowali wykorzystanie płodów puszcz i rzek. Należałoby więc stwierdzić, że rosyjska szkoła gotowania nie była zbyt oryginalna, aczkolwiek wybór potraw był niezwykle obfity, a ilość wariacji na temat jeszcze większa. Rzecz jasna na stołach uprzywilejowanych grup społecznych, ponieważ z wprowadzeniem systemu pańszczyźnianego kuchnia uległa podziałowi na tę ludową i wyższej kategorii, zwanej carską lub barską (pańską). W pierwszej dominowały proste, bezmięsne potrawy na bazie kasz i tego, co udało się zebrać w lesie, czyli grzybów oraz różnego rodzaju dzikich owoców. Druga składała się z dań wyszukanych.
Dla zobrazowania różnicy między oboma dietami warto zajrzeć do menu carskiego dworu XVII w. Przyjęcia otwierał pieczony łabędź, który miał olśnić gości. Za nim na stół wjeżdżało inne ptactwo podawane wraz kaszami, kluskami, w rosole bądź w towarzystwie warzyw. Zimne zakąski reprezentowały medaliony z jeleni bądź owiec oraz kulebiaki rybne i grzybowo-kapuściane. Wśród dodatków do potraw królowały marynaty oraz grzyby. Choć głównym punktem programu były pieczone w całości, faszerowane prosiaki, to na stole szczególne miejsce zajmowały ryby. Szczupaki, łososie, jesiotry i bieługi podawano w sosach z gorczycy, orzechów i cytryn. Ikrę, czyli kawior, serwowano od święta. Wszystko popijano miodowymi i ziołowymi nalewkami (obowiązkowo z cynamonem), burgundzkimi winami i wódką anyżową. Nie trzeba dodawać, że ze względu na trudności z przechowywaniem świeżej żywności produkty obficie sypano szafranem oraz podlewano masłem.
Czytaj także: Jak kreml z Internetem wojuje