Żewłakow: Mundial to nie czas na naukę

102-krotny reprezentant Polski, uczestnik dwóch mistrzostw świata, o turniejach sprzed lat i drużynie Adama Nawałki.

Aktualizacja: 27.05.2018 20:44 Publikacja: 27.05.2018 19:57

Żewłakow: Mundial to nie czas na naukę

Foto: Rzeczpospolita/Piotr Nowak

Rz: Grał pan na mundialach w Korei i Niemczech, przeżywając dwukrotnie to samo. Najpierw radość z awansu, a potem rozczarowanie.

Michał Żewłakow: Niestety, tak to było. Przed pierwszym meczem czekasz, kiedy się zacznie. Ma się duże nadzieje, pewność siebie po wygranych eliminacjach. Po czym dostajesz dwie bramki od Koreańczyków i zaczynasz się zastanawiać, ile naprawdę znaczysz. Ledwo mistrzostwa się zaczęły, a już pojawił się problem, z którym wszyscy muszą sobie poradzić.

Ale chyba każdy inaczej...

Bo każdy jest inaczej skonstruowany psychicznie, reaguje inaczej. Gdzieś tam pojawiają się wzajemne pretensje, o których czasami nie mówi się głośno, ale je słychać, wiszą w powietrzu. Docierają głosy z zewnątrz, wiemy, co pisze prasa. Nie jest łatwo.

I trzeba grać drugi mecz. W Korei to była Portugalia, w Niemczech – gospodarze. Można się załamać?

Właśnie chodzi o to, że nie można. Drugi mecz ma przekreślić znaki zapytania, jakie pojawiły się po porażce. Jeszcze nie przestaje się wierzyć, chce się udowodnić sobie i innym, że wprawdzie się nie udało za pierwszym razem, ale przecież potrafimy. Nieważne, kto jest przeciwnikiem. Ważne, że stać nas na pokonanie każdego.

Ale nie udało się ani w Korei, ani w Niemczech. W drużynie Portugalii grał Pauleta, który zrobił z polskimi obrońcami to, co 16 lat wcześniej Gary Lineker. Sytuacje w piłce się powtarzają.

Z Portugalią graliśmy przy wyjątkowo ulewnym deszczu...

Sędzia nie uznał prawidłowej bramki Pawła Kryszałowicza.

Nie szukam usprawiedliwień. Kiedy przegrywasz 0:4, to nie masz argumentów. Ale cztery lata później w podobnej sytuacji mecz z Niemcami postrzegano inaczej. Oni grali u siebie, byli faworytami całego turnieju, więc napędzało nas trochę to, że możemy zrobić niespodziankę. Ale bądźmy szczerzy – gdyby nie Artur Boruc, to już do przerwy byłoby z nami kiepsko.

Remis utrzymywał się prawie do końca. Musiał pan zejść z boiska kilka minut przed ostatnim gwizdkiem, od tego zaczęło się nieszczęście...

Musiałem. Byłem już tak poobijany i wycieńczony, że ledwo widziałem na oczy. Uznałem, że w takim stanie mógłbym nie sprostać zadaniu, i poprosiłem trenera, aby moje miejsce zajął wypoczęty kolega.

No i wszedł Dariusz Dudka, a jedyny gol dla Niemców padł po akcji rozpoczętej właśnie na jego stronie.

To się zdarza i oczywiście myślisz sobie, jak zareagowałbyś w takiej sytuacji, będąc na boisku. Niech mi pan wierzy, że każdy poważny piłkarz, któremu zależy na wyniku, po porażce, kładąc się spać, widzi sytuacje realne i wyimaginowane. Nadal gra, nie mogąc już nic zrobić. Po nas to nie spływa. Nie jedziemy na mistrzostwa, żeby przegrać.

A potem są te ostatnie mecze...

Tak, na otarcie łez. W Korei Jerzy Engel zmienił w takiej sytuacji pół drużyny i chłopaki pokonali USA, a mój brat Marcin zaraz po wejściu na boisko z ławki strzelił bramkę głową po rzucie rożnym.

Maciej Maleńczuk napisał nawet piosenkę o polskich reserweiros, którzy pokonali amerikaneiros i zostali nikomu niepotrzebnymi bohateiros.

No tak, to było śmieszne, ale nam nie było do śmiechu. Mieliśmy nadzieję, że za cztery lata powetujemy sobie te straty. Polska awansowała na mundial drugi raz z rzędu, trener Paweł Janas zabrał do Niemiec tylko czterech zawodników z kadry na Koreę: Jacka Krzynówka, Jacka Bąka, Maćka Żurawskiego i mnie.

Ważniejsze było jednak chyba to, kogo nie zabrał.

Niestety tak. Po zaskakujących powołaniach trenera Pawła Janasa, pominięciu Tomka Frankowskiego, Jurka Dudka, Tomka Rząsy, Tomka Kłosa atmosfera była fatalna. Do Niemiec pojechała drużyna bez doświadczenia. Jak pan popatrzy, kto tam był, to przy całym szacunku dla tych kolegów, oni dopiero się uczyli.

Już patrzę: Piotr Giza, Seweryn Garncarczyk, Sebastian Mila, Tomasz Kuszczak, Łukasz Fabiański oglądali turniej z ławki. Grzegorz Rasiak spędził na boisku 5 minut, Kamil Kosowski – 12, Paweł Brożek też się nie nagrał.

W kraju zostało kilku zawodników lepszych i bardziej doświadczonych. Poza tym kilku z nas: Mirek Szymkowiak, Maciek Żurawski, ja też, nie trafiło wtedy z formą. Ważne było to, że kiedy rozpoczęliśmy turniej od porażki z Ekwadorem, który kilka miesięcy wcześniej bez problemu pokonaliśmy, zaczęły się kłopoty. A w sytuacjach stresowych młodzi, niedoświadczeni zawodnicy nie dają sobie rady. Mistrzostwa świata a mecz ligowy to jednak dwie różne kategorie.

Czy z tego płynie jakiś wniosek dla dzisiejszej kadry?

Nie chcę tego ograniczać do Polski, żeby to nie zabrzmiało jak rady piłkarza, który przecież przegrał. Skoro pierwszy mecz jest najważniejszy, to ważne, jak w przypadku porażki zachowuje się związek i jakie relacje z prasą ma trener. Czy się kłócimy między sobą i każdy szuka sobie ciepłego miejsca, czy myślimy, co zrobić, żeby było lepiej.

Ale trzeba o tym mówić w kontekście Polski, bo zarówno w Korei, jak i w Niemczech po porażkach były kłótnie. W Azji piłkarze kłócili się z dziennikarzami, a działacze za plecami Jerzego Engela szykowali jego odwołanie. W Niemczech słynna obecność kucharza na konferencji prasowej świadczyła o tym, że Paweł Janas najchętniej zapadłby się pod ziemię.

Nie da się ukryć – jest w tym wiele racji. Dlatego ważny jest skład kadry. Mistrzostwa świata lub Europy to nie są turnieje dla debiutantów. Przy całym szacunku dla Pawła Dawidowicza, on nie zastąpi Grzegorza Krychowiaka, kiedy drużyna będzie miała problem. W kadrze powinni znaleźć się zawodnicy doświadczeni. Tacy, którzy nie przestraszą się na wypełnionym stadionie i którzy nie załamią się po porażce.

Młodzi zdolni powinni zostać w domu?

W żadnym wypadku. Ale po naukę powinno jechać trzech, a dwudziestka to pewniacy. Czasami słyszę, że mundial to etap budowy reprezentacji na przyszłe turnieje. Trudno się z tym zgodzić. Mundial powinien być celem, bo nie ma dla piłkarza reprezentacji ważniejszego turnieju. Dla większości, i to tych wybranych, to się zdarza raz w życiu. Myślisz wtedy o mistrzostwach, a nie o tym, co cię czeka za kilka miesięcy w meczach kolejnych eliminacji. Nie chodzi o konkretne przypadki, ale jeden przykład podam. Jeśli mamy żegnać Kubę Błaszczykowskiego, bo taka jest kolej rzeczy, to na mundialu. Dopiero później ktoś taki jak Sebastian Szymański może zająć jego miejsce.

Jak widzę, Adam Nawałka idzie właśnie w tym kierunku.

Też mi się tak wydaje. Trener prowadzi rozsądną politykę personalną. Zabierze do Rosji większość tych, którzy grali do tej pory i zebrali już doświadczenia na Euro we Francji. Tak powinno być.

Kiedy otwieram telewizor lub gazetę, widzę wszędzie reprezentantów Polski reklamujących rozmaite produkty. Zastanawiam się, kiedy oni trenują. W waszych czasach było podobnie i źle to się skończyło.

Rzeczywiście, przed mundialem w Korei piłkarze w reklamach to było coś nowego i kłuło w oczy. Żartowano, że – nawiązując do nazwy znanej marki – jedliśmy „zupki Engela". Gdybyśmy pokonali Koreę, to byłyby kupowane. Dziś takie reklamowe akcje to już norma na całym świecie. Czy to zabiera czas i przeszkadza w koncentracji? Nie wydaje mi się. Widz ogląda reklamę często, ale zawodnik nagrywa ją tylko raz. Nie sądzę, żeby to był problem.

Może pan porównać kadrę z roku 2002 z obecną?

Pod względem sportowym trudno, bo minęło 16 lat i futbol trochę się zmienił. Nikt z tamtejszej kadry nie gra już wyczynowo w piłkę. Ostatnim był Arek Głowacki. Natomiast uważam, że w reprezentacji Jerzego Engela było więcej piłkarzy z charakterem. Piotrek Świerczewski, Tomek Hajto, Jacek Krzynówek nigdy nie dawali sobie w kaszę dmuchać.

Jaki wynik w Rosji uznałby pan za sukces?

Wyjście z trudnej grupy, w której każdy gra inaczej i nie ma ani jednego przeciwnika z Europy, byłoby na pewno sukcesem. A dalej? Nie wiem, nigdy na mundialu tak daleko nie dotarłem.

Rz: Grał pan na mundialach w Korei i Niemczech, przeżywając dwukrotnie to samo. Najpierw radość z awansu, a potem rozczarowanie.

Michał Żewłakow: Niestety, tak to było. Przed pierwszym meczem czekasz, kiedy się zacznie. Ma się duże nadzieje, pewność siebie po wygranych eliminacjach. Po czym dostajesz dwie bramki od Koreańczyków i zaczynasz się zastanawiać, ile naprawdę znaczysz. Ledwo mistrzostwa się zaczęły, a już pojawił się problem, z którym wszyscy muszą sobie poradzić.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową
Sport
Paryż 2024. Kim jest Katarzyna Niewiadoma, polska nadzieja na medal igrzysk olimpijskich
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna