Pokaz odbył się na VII Międzynarodowym Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych 22 grudnia 2016 r. w Warszawie, w Muzeum Niepodległości. W niewielkiej sali wyświetlony został dokument „Pola Negri. Życie jest snem w kinie” Mariusza Kotowskiego, film nagrodzony Złotą Szablą na IV MFFHiW 2013 r. Autor, od lat mieszkający w Stanach, był obecny na pokazie. Przed projekcją w krótkich słowach przekonywał, że jeszcze dekadę temu próbowano ukryć fakt, iż to Pola Negri była pierwszą aktorką ze Starego Kontynentu, która podbiła Hollywood i która cieszyła się międzynarodową sławą. I to zarówno latach 20. XX w., gdy kino nieme święciło swe największe triumfy, jak i w latach 30., gdy X muza stała się sztuką udźwiękowioną – tyle że wówczas swoje najlepsze filmy Negri kręciła w III Rzeszy, co położyło się cieniem na jej karierze. W dokumencie Kotowskiego wypowiadają się (w większości nieżyjący już) hollywoodzcy aktorzy i filmowcy, którzy mieli okazję pracować z Negri lub pozostawali pod jej wrażeniem. Z ich opowieści wyłania się obraz zawodowej perfekcjonistki podziwianej przez rzesze kinomanów i silnej kobiety, której życie prywatne nie zawsze było usłane różami. Niewątpliwym walorem „Poli Negri…” są fragmenty najlepszych filmów Polity (jak była nazywana), doskonale pokazujące jej talent aktorski, tę niezaprzeczalną umiejętność oddawania emocji jednym gestem, spojrzeniem. Negri grała całym ciałem, ale to jej oczy porażały całą gamą wyrażanych uczuć. Dziś powiedzielibyśmy, że to nadekspresja, tyle że w dobie kina niemego była ona po prostu niezbędna. Chodziło przecież o to, by porwać publiczność, by widzowie uwierzyli w prawdziwość dramatu rozgrywającego się na ekranie. Pola Negri miała dar przekonywania, porywała tłumy.
3 stycznia minęła 121. rocznica urodzin jedynej – tego formatu – polskiej gwiazdy na hollywoodzkim firmamencie. Na jej sukces złożyły się zarówno aktorski talent i egzotyczna uroda, jak też wyrazista osobowość, inteligencja i determinacja. Wbrew pozorom Pola Negri nie była typem głupiutkiej gwiazdki – władała kilkoma językami, chętnie spotykała się z ludźmi ze świata nauki, dużo (i dobrze!) pisała: nie tylko autobiograficzne „Wspomnienia gwiazdy”, ale też eseje poświęcone rozważaniom na temat istoty sztuki („W kinie życie jest snem” z 1928 r. – pierwotnie opublikowany po francusku; szczególnie ciekawy jest fragment zatytułowany „Głos ekranu”) i opowiadania, np. „Tragiczną ucztę”, której akcja rozgrywa się „w starożytnym Herkulaneum w 79 r. n.e. Stanowi ono wyraźne świadectwo nie tylko gruntownej znajomości literatury klasycznej, ale również doskonałej orientacji w rzeczywistości, w jakiej przyszło żyć opisywanym przez Negri postaciom”.
I ten, i inne teksty aktorki zostały zebrane i opracowane przez Mariusza Kotowskiego w jednym tomie: „Pola Negri. Własnymi słowami” – książka ukazała się w Polsce w 2014 r. Kotowski pisze tam m.in.: „Pola Negri zagrała w ponad 60 amerykańskich i europejskich filmach. To jej przypisuje się stworzenie pierwowzoru ekranowej femme fatale. Negri była uosobieniem kobiety efektownej i wyrafinowanej, a jednocześnie niesłychanie erotycznej i zmysłowej”.
I choć Pola Negri umiejętnie kreowała się na megagwiazdę, a w latach największych sukcesów żyła w luksusie, wręcz przepychu, w swych wspomnieniach zaś chętnie koloryzowała nieco swą biografię, to nie można zapominać, że publiczność po obu stronach oceanu po prostu ją uwielbiała. „Do grona jej przyjaciół i kochanków zaliczały się największe legendy Hollywood: Negri była narzeczoną Charliego Chaplina, z Rudolfem Valentino zaręczyła się tuż przed jego przedwczesną śmiercią, a ostatecznie jej mężem został książę Serge Mdivani. Do grona jej wielbicieli należeli Albert Einstein i Bernard Shaw” (op.cit.). Niestety, jej życie – zarówno prywatne, jak i zawodowe – pełne było niespodzianych i dramatycznych zwrotów. Warto bliżej poznać burzliwe dzieje kobiety, która zawładnęła sercami milionów widzów.
Od Hulewicza do Hertza
Pochodzenie Poli Negri było źródłem szykan zarówno za jej życia, jak i po śmierci. W nazistowskich Niemczech pojawiły się nawet plotki o jej rzekomym żydowskim pochodzeniu (do czego jeszcze powrócę). W rzeczywistości była córką Jerzego Chałupca, Słowaka o romskich korzeniach, który przybył na polskie ziemie w poszukiwaniu pracy. W Lipnie pod Włocławkiem poślubił o dziesięć lat starszą od siebie Eleonorę z Kiełczewskich: 3 stycznia 1897 r. urodziło się ich jedyne dziecko – Barbara Apolonia Chałupiec. Ponieważ Jerzy jako zwykły robotnik zaangażował się w ruch rewolucyjny, w 1902 r. władze carskie aresztowały go, osadziły w więzieniu, a następnie zesłały na Sybir (rodzina nigdy więcej się nie spotkała). Ich dom w Lipnie splądrowano i spalono, a Eleonora wraz z kilkuletnią Polą (bo ponoć od początku tylko tak zwracała się do córki) przeniosła się do Warszawy – do skromnego poddasza przy ulicy Browarnej. Matka podejmowała się każdej pracy, by utrzymać siebie i córkę. Była więc praczką, szwaczką i służącą. Ale dziewczynkę, tańczącą na podwórku, pewnego dnia dostrzegło zamożne i wpływowe małżeństwo. Helena i Jerzy Kosińscy, nauczyciele warszawskiej szkoły baletowej, przekonali Eleonorę, by posłała córkę na lekcje tańca.