Jarosław Kaczyński dał się poznać w wywiadzie dla „Do Rzeczy" jako wytrawny dyplomata. Wszak to dyplomaci o sprawach trudnych mówią jak o błahostkach. „Zaangażowanie USA [w nowelizację ustawy o IPN – przyp. MS] nie jest oczywiście wydarzeniem, które nas cieszy, sądzę jednak, że sprawa naszych wspólnych interesów strategicznych jest tutaj znacznie ważniejsza i to wydarzenie nie będzie miało na nią wpływu" – powiedział prezes PiS. Biorąc pod uwagę, że w ciągu kilku dni lutego amerykański Departament Stanu wydał co najmniej dwa komunikaty dotyczące nowelizacji ustawy o IPN, można stwierdzić, że relacje z USA znalazły się na zakręcie.

W pierwszym oświadczeniu Amerykanie napisali: „Jesteśmy zaniepokojeni konsekwencjami projektu tej ustawy. Jeśli weszłaby ona w życie, mogłoby to wpłynąć na strategiczne interesy Polski i jej stosunki – także ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem". Dyplomacja USA zachęcała do ponownego przeanalizowania ustawy „pod kątem naszej zdolności do pozostania nadal realnymi partnerami".

Już po podpisaniu ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson oświadczył, że decyzję prezydenta przyjmuje z „rozczarowaniem". Choć jak na standardy dyplomatyczne stanowisko Amerykanów jest bardzo zdecydowane, w Polsce zostało zbagatelizowane. Najważniejsi politycy – również bardzo dyplomatycznie – udawali, że nic się nie stało. Przekonywali, że Amerykanie po prostu nie rozumieją, o co chodzi w nowelizacji ustawy o IPN, i wystarczy im wytłumaczyć, jakie były nasze intencje, a relacje sojusznicze zaraz wrócą do normy. W takim duchu wypowiedział się też Kaczyński.

Jedynie ze słów szefa gabinetu prezydenta Krzysztofa Szczerskiego, który przyznał, że „jest codziennie na telefonie z Departamentem Stanu", wynika, że sprawa jest rzeczywiście poważna. Zresztą z naszych informacji wynika, że Polsce zależało na rozmowie Dudy z wiceprezydentem Mikiem Pence'em. Obaj politycy brali udział w otwarciu igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Duda z Pence'em się widział, lecz dłuższych rozmów zaaranżować się nie udało.

To może być kolejny sygnał, że sytuacja jest napięta. Być może do władz PiS dojdzie teraz, że – choć nie musimy się zgadzać z zarzutami, które stawiają nam Amerykanie – nie możemy traktować ich niepoważnie. A wiara PiS w to, że jesteśmy dla USA tak ważnym sojusznikiem, że przejdą do porządku dziennego nad tym, że ostentacyjnie ignorujemy ich stanowisko, może okazać się płonna. Może to mieć bardzo złe skutki. ©?