Przez dziesiątki lat Polacy karmili się całkiem abstrakcyjnym, bo oderwanym od realiów, antysemityzmem. Ileż dekad musiało minąć, ile zmienić się pokoleń, by ta fatalna przypadłość przeszła do historii. Że tak się stało, dowodzą ponad wszelką wątpliwość badania, jakie przeprowadził IBRiS. Statystycznie nie mamy nic przeciw temu, by naszymi sąsiadami, partnerami czy członkami rodzin były osoby pochodzenia żydowskiego. Także stany emocjonalne, jakie wiążemy z takimi faktami, najbliższe są życzliwej neutralności. W tym sensie – jako społeczeństwo – grzech antysemityzmu mamy już za sobą.

Jednak jest i odwrotna strona tej naszej „dojrzałości". Te same badania dowodzą, że złe emocje przenieśliśmy na ludzi pochodzenia arabskiego. Neutralność wobec Arabów jest domeną około jednej trzeciej przebadanej grupy. Zdecydowana większość nie byłaby zadowolona z takich sąsiadów czy życiowych partnerów. Badania nie przynoszą zresztą odkrycia na miarę Ameryki. Pokrywają się z obiegowym przekonaniem, że Arabów, czyli w powszechnym mniemaniu muzułmanów, się boimy i widzieć u siebie nie chcemy.

Ta polska islamofobia – warto to podkreślić – jest równie abstrakcyjna jak kilka dekad temu antysemityzm. Przeciętny Polak obcuje z osobami pochodzenia arabskiego raczej rzadko. Najczęściej spotyka je w egipskich czy tunezyjskich kurortach. Nie mamy liczącej się mniejszości, nie doświadczamy zagrożeń czy kulturowej dominacji. A jednak lęk, niechęć, poczucie zagrożenia są całkiem autentyczne. To kwestia fatalnej pedagogiki, suma strachów napędzanych przez polityków i media. Przy dalszym straszeniu Polaków uchodźcami i imigrantami te stany się będą potęgować.

Każda fobia jest złem. Każda istota ludzka jest siostrą lub bratem. Przypomina o tym nieustannie głowa naszego Kościoła, papież Franciszek. Przypomniał i w tę niedzielę przy okazji obchodów Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy pięknymi słowy: „Każdy cudzoziemiec, który puka do naszych drzwi, jest okazją do spotkania z Jezusem Chrystusem, utożsamiającym się z cudzoziemcem przyjętym lub odrzuconym każdej epoki". Ale czy ktoś go tu nad Wisłą, w najbardziej katolickim z katolickich krajów, słucha?