Irena Lasota: Huragany i geopolityka

Wszystkie zdarzenia w Stanach Zjednoczonych następują ostatnio z prędkością huraganów. Od kompromitacji prezydenta George'a W. Busha w czasie huraganu Katrina w 2005 r. politycy zwracają większą uwagę na kataklizmy, nawet gdy następują one latem.

Aktualizacja: 08.09.2017 20:10 Publikacja: 08.09.2017 00:01

Irena Lasota: Huragany i geopolityka

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

W 2012 r. gdy huragan Sandy uderzył w całe wschodnie wybrzeże USA, prezydent Barack Obama znalazł się od razu na miejscu, za co chwalili go również republikanie, w tym gubernator stanu New Jersey Chris Christie. Prezydent Donald Trump tweetował przez cały czas trwania huraganu Harvey, nazywając go „historycznym", „epickim" i dodając klasyczny amerykański zwrot „wow" (że niby taki duży huragan). Trump wykazał więc właściwe zainteresowanie i poleciał nawet dwukrotnie do Teksasu. Obiecał wszelką pomoc dla ofiar klęski. Już teraz ocenia się, że straty wyniosły od 70 do 110 mld dol.

Obecnie zbliża się kolejny huragan, Irma (nazwy idą alfabetycznie i na szczęście huragan Irene już był, w 2011 roku, i był tylko siódmym co do wielkości w historii amerykańskich huraganów). Nie wiadomo jeszcze, jakie będą rozmiary Irmy, ale zapowiada się bardzo groźnie i prezydent obiecał już kolejną pomoc, zwłaszcza dla Portoryko, które w tym momencie jest najbardziej zagrożone. Wszystkie te obietnice robią doskonałe wrażenie, ale pieniądze, tak jak cały budżet amerykański, muszą być zatwierdzone przez Izbę Reprezentantów Kongresu. Od początków nowej administracji Biały Dom i Kongres nie mogą dogadać się w sprawie budżetu i obecy, tymczasowy musi zostać odnowiony do 1 października. Można zakładać, że i republikanie, i demokraci będą zgodni co do pomocy dla ofiar huraganów, ale sporne punkty dotyczą przede wszystkim budowy muru na południowej granicy (od 20 do 70 mld dol.), ochrony zdrowia (czym i jak zastąpić Obamacare), podatków i imigracji.

W każdym razie natura jest w stanie ratować, choćby czasowo, polityków. W drugiej połowie sierpnia wydawało się, że prezydent Trump dramatycznie traci poparcie i że jesień zacznie się od wojny między prezydentem i Kongresem, gdzie nawet republikanie zapowiadali blokowanie różnych jego inicjatyw. Tymczasem do akcji wkroczyła jeszcze Korea Północna. Nawet poprzez huraganowe deszcze widać, że sytuacja jest bardzo poważna. Kim Dzong Un i jego generałowie są nieprzewidywalni i coraz energiczniej wymachują nuklearną szabelką. Najgroźniejsze jest to, że i Chiny, i Rosja zawetowały w ONZ rezolucje potępiające Koreę Północną. Oczywiście rezolucje, tak jak cały ONZ, są bezsensowne, ale postawa Chin i Rosji daje do zrozumienia wszystkim, a zwłaszcza ich północnokoreańskim kolegom i podopiecznym, że ktoś ich jednak broni. Chiny i Rosja namawiają do „dialogu", co zawsze w ich ustach brzmi groźnie. I choć prezydent Trump też może uchodzić za nieprzewidywalnego, to jego czterej generałowie – szef sztabu prezydenta John Kelly, sekretarz obrony James Mattis, doradca prezydenta do spraw obrony narodowej H.R. McMaster i Joseph Dunford, przewodniczący Połączonych Szefów Sztabu – mają doskonałą opinie i jako stratedzy, i jako wojskowi, którzy czują się odpowiedzialni przede wszystkim przed konstytucją i obywatelami Stanów Zjednoczonych.

Od odejścia niektórych prorosyjskich doradców prezydenta Trumpa bardzo pogorszyły się stosunki Stanów z Rosją. Symbolem może być czarny gęsty dym wydobywający się z kominów konsulatu w San Francisco, który Rosjanie mieli opuścić w ciągu 48 godzin. „Palą papiery" – mówiono powszechnie, ale ja nie wykluczam, że nie tylko papiery (może kości?).

Aczkolwiek mocno popieram sankcje amerykańskie wobec Rosji za agresję na Ukrainę i anszlus Krymu, to niepokoją mnie też, oczywiście, manewry „Zapad '17". Rosyjskie wojska, w ilości – jak zwykle – wielokrotnie przekraczającej zapowiedzi, ćwiczą na granicy Ukrainy i czterech państw NATO. Jeśli Stany zostaną wciągnięte w konflikt na Dalekim Wschodzie, a sytuacja w Syrii – też kontrolowana przez Rosję – będzie eskalować, to można będzie brać pod uwagę ewentualny ruch Moskwy, podobny do tego, co zdarzyło się w Gruzji i na Ukrainie – za każdym razem w czasie manewrów lub zaraz po nich. Mam nadzieję, że okażę się krakającą Kasandrą.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W 2012 r. gdy huragan Sandy uderzył w całe wschodnie wybrzeże USA, prezydent Barack Obama znalazł się od razu na miejscu, za co chwalili go również republikanie, w tym gubernator stanu New Jersey Chris Christie. Prezydent Donald Trump tweetował przez cały czas trwania huraganu Harvey, nazywając go „historycznym", „epickim" i dodając klasyczny amerykański zwrot „wow" (że niby taki duży huragan). Trump wykazał więc właściwe zainteresowanie i poleciał nawet dwukrotnie do Teksasu. Obiecał wszelką pomoc dla ofiar klęski. Już teraz ocenia się, że straty wyniosły od 70 do 110 mld dol.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie