Jak pisała "Rzeczpospolita" Bartłomiej Misiewicz w prezentowanym przez siebie życiorysie 90 proc. informacji poświęca stanowiskom i zadaniom w Prawie i Sprawiedliwości, do której zapisał się w 2010 r. Życie rodzinne i prywatne streszcza do jednego zdanie - że pochodzi z katolickiej, patriotycznej rodziny i przez wiele lat był lektorem w kościołach. Nie wiadomo jakie ma wykształcenie. Według opinii działaczy PiS nie skończył studiów a członkowie rady nadzorczej spółek Skarbu Państwa muszą go posiadać.

Misiewiczowi w ciągu pięciu lat PiS nadkładał obowiązków i stanowisk - od szefa biura zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, przez sekretarza biura zespołu parlamentarnego ds. skutków likwidacji WSI, po członka krajowej komisji rewizyjnej PiS i koordynatora ds. struktur wykonawczych tej partii (a to zaledwie część stanowisk) - wszystko to ręka Macierewicza, który nikomu nie ufa tak jak Misiewiczowi.

Członek rady nadzorczej musi mieć wykształcenie wyższe i tu jest pewien kłopot bo nie wiadomo czy Misiewicz go ma.

Startując dwa lata temu do Sejmiku województwa mazowieckiego (z ostatniego 20 miejsca) listy PiS napisał o sobie "Studiuję prawo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie". Rok później, kiedy - znów bez powodzenia startował do Sejmu, tym razem z czwartego miejsca (zdobył 0,70 proc. głosów w okręgu wyborczym Piotrków Trybunalski - tego samego w którym Antoni Macierewicz zyskał blisko 12 proc.) w formularzu rejestracyjnym kandydatów wpisał natomiast zawód "administratywista" (a więc specjalista w zakresie prawa administracyjnego). Czy uczelnię zdążył skończyć? Nie wiadomo, on sam nie odpowiada na to pytanie. Biuro prasowe MON nie udzieliło nam takiej odpowiedzi, podobnie jak rzeczniczka uczelni.

Ostatnio burzę wywołał fakt odznaczenia Misiewicza Złotym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju przez ministra Macierewicza.