Atmosferę związaną z uroczystościami pogrzebowymi "Inki" i "Zagończyka"zakłócił incydent, wywołany pojawieniem się członków Komitetu Obrony Demokracji.
Kilkunastoosobowa grupa, z liderem Mateuszem Kijowskim na czele, przyszła przed świątynię z flagami KOD-u. Na miejscu doszło do przepychanek, a część z obecnych osób krzyczało: "Precz z komuną", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Członkowie KOD-u opuścili plac w asyście policji.
Na konferencji prasowej członkowie komitetu tłumaczyli, że chcieli oddać cześć bohaterom powojennego podziemia. - 70 lat temu, 17-letnia dziewczyna została zamordowana przez UB. Ona jest też naszą bohaterką. W Polsce mamy przecież prawo uczestniczyć w takiej uroczystości - mówił szef pomorskiego KOD Radomir Szumełda.
Prezes uważa, że za atak odpowiedzialny jest ONR i Młodzież Wszechpolska, które "zawłaszczają sobie patriotyzm". Relacjonując wczorajsze wydarzenia powiedział, że on i osoby z jego towarzystwa nie skandowały żadnych haseł, miały ze sobą tylko flagi KOD-u. - Doszłoby do linczu, gdyby nie policja - mówi w rozmowie z Onet.pl.