Relacja z La Baule
Jak to się stało, że drużyna, która w eliminacjach miała najlepszy atak w Europie, nagle goli strzela mało, ale znakomicie broni?
Michał Pazdan: Kluczowe było zgrupowanie w Arłamowie. 80 procent czasu poświęciliśmy na treningi schematów defensywnych. Ćwiczyliśmy podwajanie, asekurację, trzymanie strefy. Uczyliśmy się, by stać blisko siebie całą drużyną i uzupełniać się. To trzeba wypracować, nie da się tego zrobić w kilka dni. Wcześniej brakowało na to czasu. W eliminacjach nie mieliśmy normalnych treningów, przygotowywaliśmy do meczu z konkretnym rywalem. W Bieszczadach mogliśmy wypracować automatyzmy, porozmawiać ze sobą. Musieliśmy się siebie nauczyć. Im więcej treningów, meczów, tym łatwiej, bo wiesz, jak zachowuje się partner. Trener od samego początku podobnie nas ustawiał, mniej więcej wiedzieliśmy, jak zagramy na Euro. We Francji najważniejsze było spotkanie z Irlandią Północną. Zobaczyliśmy, że potrafimy się przesuwać, szczelnie bronić. I tak już zostało.
Rozumie się pan z Kamilem Glikiem tak jak z Igorem Lewczukiem w Legii?
Z Kamilem było łatwo. Nie wchodzimy sobie w drogę, wiemy, kto za co odpowiada. On bierze górne piłki, ja się tam nie pcham, bo obok mnie jest czołg, który niszczy wszystko, co ma na drodze. Staram się skupić na czymś innym. Z lewej strony gra Artur Jędrzejczyk, którego znam z Legii, ale tam jest prawym obrońcą, więc miałem go daleko od siebie. Mecz z Irlandią Północną był pierwszym, w którym biegał obok mnie. Ale i z nim szybko się zrozumiałem, bo on wszędzie gra tak samo. Nie wiem, jak on to robi, ale nie sprawia mu różnicy, czy gra na lewej, czy prawej stronie lub w środku. Dużo rozmawiamy na boisku, przekazujemy sobie krycie.