Fabiański: Czasem bywam zadowolony

Łukasz Fabiański mówi o meczu ze Szwajcarią, trudnym okresie przed Euro i czwartkowym pojedynku z Cristiano Ronaldo.

Publikacja: 26.06.2016 19:43

Fabiański: Czasem bywam zadowolony

Foto: AFP

Rz: Jaki był plan na rzuty karne?

Łukasz Fabiański: Miałem mniej więcej rozeznanie, jak strzelają Szwajcarzy...

...mniej więcej?

Mieliśmy ich rozpisanych, ale z analiz nie wynikało, żeby któryś z zawodników wykonywał jedenastki w jeden, ulubiony sposób. Nie było nikogo, kto by zawsze strzelał w lewo, prawo czy w środek. Nie było więc klarownych podpowiedzi. I strzelali trochę inaczej, niż się spodziewałem.

Bramkarz długo przygotowuje się do konkursu karnych?

To tylko dodatek. Nadrzędną sprawą jest przygotowanie do meczu. O rzutach karnych, sposobach wykonania, mamy wstępne pojęcie jeszcze przed meczem, a tuż przed konkursem, jak miało to miejsce w sobotę, można spojrzeć w statystyki. I to wszystko.

A jak panu idzie bronienie karnych na treningach? Co bramkarz może tak naprawdę wyćwiczyć?

Jak analizowałem na gorąco, doszedłem do wniosku, że jedyne, co mogę zmienić, to jeszcze ten ułamek sekundy wytrzymać. Rzucać się chwilę później. Ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy to jest element, który można wypracować treningami...

Istnieje teoria, że rzuty karne, jako jedyny element futbolu, są tak naprawdę nie do wytrenowania.

Dla tego, który strzela, z całą pewnością są. Przecież to nie był przypadek, że Robert Lewandowski podszedł i uderzył prosto w okienko. I to z taką siłą. To jest element, któremu musiał poświęcić wiele czasu.

Był pan pod wrażeniem tego, jak koledzy wykonali jedenastki?

Jak nie być pod wrażeniem, skoro wszystkie trafili?

Słyszał pan o tym, że Sławomir Peszko powiedział: „Dobrze, że Krychowiak strzelił, bo ja byłem wyznaczony jako następny".

Słyszałem, Sławek trąbił o tym, że jest szósty do karnego od kilku dni...

A kto był siódmy?

Nie pamiętam. Trener podszedł do mnie, wskazał palcem i spytał, jak się czuję w strzelaniu karnych. Powiedziałem, że oczywiście mogę uderzać. Więc wyznaczył mnie na dziesiątego.

Zanim doszło do rzutów karnych, dwukrotnie ocalił pan drużynę.

Nie myślę tak. Widzę raczej, że cała nasza gra defensywna wygląda na turnieju dobrze. I mam na myśli nie tylko czwórkę obrońców, zawsze najbardziej wyeksponowanych, ale też środkowych pomocników czy skrzydłowych, którzy się cofają. Pilnujemy odpowiednich odległości między sobą, komunikacja jest na dobrym poziomie... Trudno znaleźć kogoś, kto nie zasługuje na pochwały, tyle że nie wszyscy grają na przykuwających uwagę pozycjach, na których da się grać efektownie. Ale swoją robotę wykonują doskonale.

Pan tonował nastroje tuż po meczu. Odżegnywał się od tego, że to był najlepszy pański mecz w kadrze. Bywa pan w ogóle z siebie zadowolony po meczach?

Czasami się zdarza... Ale teraz trwa turniej, cały czas żyję ze świadomością, że za kilka dni czeka kolejny mecz. I na tym się skupiam. Na razie chcę, by trwało to wszystko jak najdłużej, a potem będzie czas na radość.

Ta samokrytyka udziela się reszcie. Po meczu większość z was, owszem, mówiła, że się cieszy, ale jednocześnie narzekaliście, że po przerwie oddaliście inicjatywę Szwajcarom.

Bo oddaliśmy. I to trzeba przeanalizować, wyciągnąć wnioski. Przecież na turnieju jedna sytuacja bramkowa rywala może przesądzić o wszystkim. Całe szczęście, że po stracie gola uspokoiliśmy mecz, odzyskaliśmy kontrolę. Ta bramka nas obudziła i pozwoliła wrócić. Chociaż w piłce na tym poziomie należy oczywiście zaakceptować, że każdy przeciwnik może mieć dobre momenty i być groźny. Ale rzeczywiście, nie zauważyłem po chłopakach, żeby jakoś nadmiernie świętowali.

Z drugiej jednak strony czy widział pan kiedyś lepiej grającą reprezentację Polski niż w pierwszej połowie ze Szwajcarią?

Musiałbym się zastanowić... Pierwsza połowa w naszym wykonaniu wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Od pierwszej minuty działał pressing, a taki właśnie był plan na ten mecz. By gdy nadarzy się okazja, ruszać z pressingiem. Oczywiście nie non stop i nie w sposób nieprzemyślany, ale gdy tylko jest ku temu okazja, próbować. Dobrze utrzymywaliśmy się przy piłce, dobrze kontrowaliśmy. Mieliśmy więc wszystko, co jest potrzebne, by odnieść zwycięstwo. Przyspieszaliśmy akcję, gdy trzeba było – zwalnialiśmy, wszyscy wiedzieli, co i kiedy robić. Mam nadzieję, że na tej bazie coś zbudujemy.

Kiedy dowiedział się pan, że nie będzie pierwszym bramkarzem na Euro?

Nie chce mi się już o tym rozmawiać. Trener mówił, że podejmował decyzję po towarzyskich meczach z Holandią i Litwą, i tego się trzymajmy.

Jak w kilka dni z drugiego bramkarza można się zmienić w pierwszego? Jak to wygląda od strony psychologicznej?

To moja sprawa, jak sobie z tym radzę. Nie widzę sensu, by wciąż do tego wracać.

Ale wie pan doskonale, że tak już zawsze będzie wyglądać narracja o tym turnieju: Fabiański zaczynał jako rezerwowy, by zostać bohaterem, a przeciwko Szwajcarii swoimi interwencjami zapewnił awans do czołowej ósemki.

Nie wiem, czy tak będzie... Nie było mi trudno wrócić do odpowiedniego poziomu koncentracji. To może głupio zabrzmi, ale w moim życiu piłkarskim byłem w takiej sytuacji niestety już wielokrotnie... Miałem więc świadomość, jak to wygląda. W piłce są takie momenty. Nawet jeśli decyzja trenera Nawałki była dla mnie bardzo trudna, musiałem się z nią pogodzić.

A była.

Nikt na moim miejscu nie chciałby czegoś takiego usłyszeć. Ale z drugiej strony nie można sobie pozwolić na to, by się obrazić, przestać trenować. Zawsze w takiej sytuacji chcę pracować jeszcze mocniej... Przez to automatycznie moje przygotowanie, mówię już o czysto fizycznym, było na bardzo dobrym poziomie. Nie było żadnych podstaw, aby mi nie zaufać.

Z ręką na sercu jest pan w stanie powiedzieć, że się po tamtej decyzji Nawałki nie obraził?

Tak. Nie mógłbym zrobić inaczej, to nie byłoby fair wobec grupy.

Wy, piłkarze, też mieliście takie przekonanie, że awans z grupy to obowiązek, 1/8 będzie nieźle, a ćwierćfinał to już naprawdę sukces?

Mogę odpowiedzieć tylko za siebie. I na pewno nie miałem presji, że musimy awansować do ćwierćfinału. Oczywiście miałem świadomość, że to będzie osiągnięcie historyczne. Trener powtarza nam, że „top osiem" brzmi lepiej niż „ćwierćfinał". To prawda, jakkolwiek by patrzeć, znaleźliśmy się wśród ośmiu najlepszych drużyn w Europie. Mam nadzieję, że doda to nam jeszcze więcej motywacji.

Czyli nie myślicie, że już osiągnęliście coś historycznego?

Nie, jeszcze przynajmniej jeden mecz przed nami.

Ivan Rakitić po porażce Chorwatów z Portugalią powiedział, że odpadł najlepszy zespół, a na Euro została drużyna, która jeszcze nie rozegrała porządnego meczu.

Trudno mi coś powiedzieć o Portugalczykach. Z ich meczów na tym turnieju widziałem tak naprawdę tylko dogrywkę przeciwko Chorwacji. Ale odnieśli zwycięstwo, grają w ćwierćfinale, mimo że w grupie szło im trudno. Skoro pokonali Chorwatów, którzy z kolei w fazie grupowej wyglądali świetnie, to znaczy, że są mocną drużyną. No i mają w swoich szeregach kilka gwiazd.

Bronił pan już kiedyś te petardy odpalane przez Cristiano Ronaldo?

Kiedyś, dawno temu, gdy Portugalczyk był jeszcze w Manchesterze United, grałem przeciwko niemu.

Patrzył pan na statystyki? Na razie oddaje mnóstwo strzałów, ale goli zdobywa niewiele.

Nie ma co się do tych statystyk przywiązywać. Portugalia nie opiera się tylko na Ronaldo. Mają kreatywnych piłkarzy. Wystarczy popatrzeć na ich linię pomocy czy ataku. Wszyscy tam są technicznie świetnie wyszkoleni.

Wśród ekspertów panuje jednak opinia, że dla Polski wygodniejszym rywalem są Portugalczycy...

Nie wiem, przekonamy się o tym dopiero w czwartek.

W La Baule notował Piotr Żelazny

Rz: Jaki był plan na rzuty karne?

Łukasz Fabiański: Miałem mniej więcej rozeznanie, jak strzelają Szwajcarzy...

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Piłkarskie klasyki w Wielkanoc: City-Arsenal, Bayern-Borussia i OM-PSG
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani
Piłka nożna
Manchester City kupił "najbardziej ekscytującego 14-letniego piłkarza na świecie"