o. Leszek Mądrzyk SJ: Ile jezuity jest w papieżu

- Jedno z kluczowych słów w duchowości św. Ignacego to „rozeznawanie". Nie bez przyczyny w „Amoris laetitia" papież Franciszek pisze o rozeznaniu sytuacji tzw. związków niesakramentalnych - mówi o. Leszek Mądrzyk SJ

Aktualizacja: 23.06.2016 23:57 Publikacja: 23.06.2016 15:51

o. Leszek Mądrzyk SJ

o. Leszek Mądrzyk SJ

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Rz: Kiedy patrzy ojciec na Franciszka, to najpierw widzi ojciec jezuitę czy papieża?

Teraz oczywiście widzę najpierw papieża, który jest następcą św. Piotra i dlatego w kościele ma wyjątkowe zadanie. Wiem, że przed wielu laty wstąpił on do Towarzystwa Jezusowego, jest więc jezuitą. Dlatego jest głęboko zakorzeniony w duchowości ignacjańskiej, bo przeszedł całą drogę formacji w zakonie, potem sam był formatorem i przełożonym. Przez wiele lat był również biskupem, co u jezuitów nie zdarza się często. Dlatego widzę w nim kogoś, kto ma wymowne doświadczenie Kościoła w Ameryce Łacińskiej, które nam jest mało znane. Jeden z polskich biskupów zaraz po jego wyborze powiedział, że tym, co może być ciekawe i cenne w tym pontyfikacie, jest właśnie to, że wniesie on w życie Kościoła tamto doświadczenie. Oczywiście jak każdy kolejny papież ma on swoją osobowość, z której bogactwa możemy czerpać, jeśli z otwartością, a jako wierzący przede wszystkim z postawą wiary, będziemy uważnie wsłuchiwali się w jego słowa i wpatrywali w jego gesty.

Pozostańmy przy tym, że papież jest jezuitą. Wydaje mi się, że bez tego jego zrozumienie jest trudne, a może nawet niemożliwe. Czym jezuici wyróżniają się na tle innych zgromadzeń zakonnych?

Każdy zakon ma swój specyficzny charyzmat, czyli trochę inną formę życia, inne cele apostolskie, choć oczywiście jesteśmy w jednym Kościele. Jezuici powstali jako zakon znacznie odróżniający się od tych, które istniały w XVI w. Dlatego ma nieco inną duchowość, wynikający z niej sposób życia i realizowane zaangażowania. To nas odróżnia, nasz „styl" i nasza formacja, która przygotowuje do takiej formy życia oraz pracy apostolskiej. Święty Ignacy w swoim poszukiwaniu i w doświadczeniach mistycznych odkrywa, że Trójca Święta jest Bogiem, który nadal działa we wszechświecie. Jest to Bóg, który nieustannie pracuje dla zbawienia człowieka. Fascynujące jest to, że każdy z nas jest zaproszony do współpracy. Dlatego mamy się uczyć „szukać i odnajdywać Boga we wszystkich rzeczach". To jest intuicja bardzo charakterystyczna dla założyciela jezuitów.

Czuję, że musimy się cofnąć do XVI wieku...

To może być pomocne, by ten charyzmat trochę bardziej poznać. Inaczej nie damy rady, bo cała specyfika tego zakonu i formacja jezuicka bierze swój początek od założyciela, czyli św. Ignacego z Loyoli, i jego drogi duchowej, której istotę opisał później w książeczce „Ćwiczenia duchowe".

Początki jego drogi są takie jak w wielu innych żywotach świętych. Bogaty, próżny młodzieniec w służbie króla Hiszpanii, za wszelką cenę pragnący sławy, zostaje ranny i jego kariera się kończy...

A więc od doświadczenia porażki może się zacząć coś wyjątkowego. Podczas rekonwalescencji zaczyna się przemiana rycerza Inigo w mistyka Ignacego. Mając wiele czasu na rozmyślania, na lektury, powoli zaczyna się nawracać. Dużo myśli o swoich wcześniejszych planach, a jednocześnie o życiu świętych, o Bogu, i rodzi się w nim coraz większe pragnienie, aby jego nowym celem stała się służba Chrystusowi. Porzuca dotychczasowe życie, wyrusza z rodzinnego zamku w Loyoli i zatrzymuje się w grocie w Manrezie. Tam przeżywa okres szczególnych spotkań z Bogiem. Napotyka jednocześnie wiele trudności, targają nim skrupuły i wskutek braku doświadczenia duchowego popełnia sporo błędów. W końcu postanawia udać się do Ziemi Świętej, aby tam naśladować Chrystusa. Podróżuje bez pieniędzy, można powiedzieć, że staje się żebrakiem. Kiedy dociera do Jerozolimy, zostaje jakby odtrącony. Władze kościelne szybko mu komunikują, że nie może tam pozostać. Wraca do Hiszpanii – po drodze oczywiście żebrze, posługuje w szpitalach, przytułkach, nawet trafia do więzienia. Nieustannie nurtuje go jednak pytanie: co mam uczynić? Czego Bóg domaga się ode mnie? Coraz bardziej pragnie pomagać innym w odnalezieniu Boga. Ma problemy z inkwizycją. Jako dojrzały mężczyzna, już po trzydziestce, decyduje się na studia. Wtedy w Paryżu gromadzi wokół siebie grupę przyjaciół. Ignacy pomaga im w odnalezieniu Boga, prowadzi z każdym z nich ćwiczenia duchowe. Spotyka wtedy między innymi Franciszka Ksawerego i Piotra Fabera. Tak powstaje tzw. grupa pierwszych towarzyszy, czy uformowanych mężczyzn, którzy chcą swoje życie poświęcić Bogu. Stopniowo, pośród różnych doświadczeń i nie bez trudności, wspólnie dochodzą do wniosku, że powinni się oddać do dyspozycji papieża. Tak w Kościele „rodzą się" jezuici, zatwierdzeni jako zakon w 1540 roku.

Odkrycie tego, czego chce od niego Bóg, zajmuje Ignacemu aż 19 lat. Ale co z tego wynika?

Ta przygoda duchowa i jednocześnie przemiana św. Ignacego dokonywała się stopniowo. Było w tym czasie w jego życiu dużo modlitwy. Potem był czas solidnego studiowania filozofii i teologii oraz pomagania innym w odnajdywaniu drogi do Boga. Ignacy razem z grupą przyjaciół odkryje potem, że tak jak oni byli wychowywani przez Boga pośród różnych doświadczeń, podobnie ma się dziać w nowym zakonie. Dlatego zapisze w jego Konstytucji, że każdy młody jezuita na początku swojej formacji ma przejść miesięczne rekolekcje. Potem jest czas na kolejne próby, takie jak posługa w szpitalu, próba pielgrzymia oraz zaangażowania apostolskie.

To wszystko, jak rozumiem, jest obecne w formacji jezuitów do dziś?

Tak. Te ćwiczenia są obecne przede wszystkim w okresie nowicjatu. Każdy nowicjusz po kilku miesiącach wstępnego przygotowania przeżywa miesięczne rekolekcje. To bardzo wyjątkowy i piękny czas. Odprawiający te rekolekcje, wg metody św. Ignacego, mają okazję, by głęboko przeżyć spotkanie z samym sobą i z Bogiem. Najpierw poznaje się siebie i przywołuje historię swojego życia, również historię swojego grzechu. Od drugiego tygodnia te ćwiczenia duchowe skupione są wyraźnie na Osobie Jezusa. Rekolektant modli się o to, aby mógł Jezusa bardziej poznać, pokochać i naśladować. Wsłuchuje się w Boże Słowo i rozeznaje, jaka jest wola Pana Boga wobec niego. Cały ten czas duchowej, fascynującej i niełatwej przygody służy temu, aby człowiek w większej wolności mógł oddać siebie Bogu, odpowiadając na przeżycie Miłości. Każdy ma to realizować na takiej drodze, na jaką Bóg go zaprasza. Ta forma rekolekcji jest ciekawą pomocą w formacji człowieka. Nie działa jednak automatycznie. Przynosi owoce na tyle, na ile człowiek sam się zaangażuje i pozwoli, aby sam Bóg go przemieniał. Rekolekcje te mają wyraźny rys apostolski. Nie chodzi w nich o samodoskonalenie, ale o to, aby bardziej pozwalać Panu Bogu działać w sobie i zgadzać się, by być przez Boga posłanym. To jest widoczne u Franciszka i w jego nauczaniu. Myślę, że trzeba zaznaczyć, że Franciszek nie narzuca się specjalnie ze swoją jezuickością. Niekiedy odwołuje się do różnych fragmentów „Ćwiczeń duchowych", ale jako papież zdecydowanie bardziej odwołuje się do bogactwa nauczania Kościoła. Ciekawym rysem papieża Franciszka są poranne msze św. w Domu św. Marty. Niektórzy określają je swego rodzaju hitem tego papieża. Krótkie homilie, w których dzieli się swoim odczytaniem fragmentów Słowa Bożego, zazwyczaj w dosyć prosty sposób, są jakże wymownym przejawem jego przepowiadania. To „bycie posłanym", czyli misja Kościoła, który ma wychodzić do innych, jest bardzo charakterystyczne w przepowiadaniu Franciszka. Powtarza on dosyć często, że mamy docierać również na peryferie, co nie okazuje się łatwe, ale bardzo aktualne.

O tej gotowości do posłania św. Ignacy mówił, że każdy jezuita ma zawsze mieć „jedną nogę podniesioną do góry". Ma być gotowy do działania.

Celem rekolekcji nie jest zamknięcie się w swojej duchowości i samodoskonalenie. Mają one skierować odprawiającego ku innym ludziom, ku światu. Dlatego odnajdują się w tej formie rekolekcji i korzystają z nich także osoby świeckie, księża i osoby zakonne. Ale dla jezuitów jest to jeden z pierwszych, bardzo ważnych, elementów formacji.

Ćwiczenia trwają miesiąc. Jezuita odprawia je raz w życiu czy co jakiś czas?

Ignacy na początku uważał, że te miesięczne ćwiczenia będą tak mocnym i głębokim doświadczeniem, że powinny wystarczyć na całe życie. Jemu może wystarczały... Obecnie każdy jezuita przeżywa je zazwyczaj dwa razy w swoim życiu. Dzieje się to na początku formacji, czyli w nowicjacie, a potem po kilkunastu latach, pod koniec formacji podstawowej. Trzeba tutaj dodać, że trzeci generał zakonu – św. Franciszek Borgiasz – widząc, że początek jest bardzo ważny, ale człowiek jest słaby i potrzebuje do niego często powracać, wprowadził praktykę polegającą na tym, że jezuici raz w roku przechodzą ośmiodniowe rekolekcje. To jest jakby powrót do tego pierwszego doświadczenia, do tego, co jedynie istotne, by mieć co roku taki ważny czas odejścia od codzienności, czas odnowienia i umocnienia. Wymowne jest to, że Ojciec Święty Franciszek na czas rekolekcji opuszcza Watykan – miejsce swej codziennej pracy – i wraz ze swymi współpracownikami udaje się do jednego z domów rekolekcyjnych, położonych niedaleko Rzymu.

Rekolekcje to pierwsza próba. A kolejne?

Po ćwiczeniach jest czas na miesięczną, czasem nawet dłuższą, tzw. próbę szpitalną. Nowicjusz zostaje wtedy posłany do pracy w szpitalu albo hospicjum. Przez kilka lat zajmowałem się w zakonie formacją nowicjuszy i widziałem, jak jest to mocne i ciekawe doświadczenie. Młody człowiek, który pragnie głębokiego spotkania z Bogiem, nagle staje oko w oko z nieznanym sobie zazwyczaj światem choroby i śmierci. Każdego dnia przez osiem godzin przechodzi wymowną weryfikację. To naprawdę mocna próba, która często pozostawia po sobie ślad na całe życie. Kolejnym ciekawym doświadczeniem, a jednocześnie próbą, jest pielgrzymowanie, przeżywane jednak bez wystarczającego zabezpieczenia. Przez mniej więcej dwa tygodnie, bez pieniędzy i bez żadnych innych środków czy zabezpieczeń, pielgrzymuje się np. do Sanktuarium w Świętej Lipce na Mazurach, do Częstochowy czy innego miejsca. Codziennie trzeba prosić nieznanych, napotkanych ludzi o chleb, o nocleg itd. Wartością tej próby jest doświadczenie Bożej Opatrzności i zaufania Bogu, który dalej się o nas troszczy i poprzez napotkanych ludzi udziela nam tego, czego potrzebujemy.

Wolno się ujawniać? Powiedzieć, że jest się jezuitą nowicjuszem?

Na początku nie należy się ujawniać. Mogą mówić jedynie, że są pielgrzymami, co jest prawdą. Pod koniec pobytu mogą powiedzieć więcej, by nie zostawić ludzi z jakąś niepewnością. Czasem o tym mówią lub później wysyłają widokówkę.

To jest praktykowane na całym świecie?

W zdecydowanej mierze tak, choć w zróżnicowanych formach, w większości w okresie nowicjatu, ale czasami też na kolejnych etapach formacji. Jeszcze pod koniec nowicjatu jest tzw. próba apostolska, czyli bycie posłanym, aby w różnych sytuacjach dzielić się Ewangelią Chrystusa. W ten sposób formacja nie ogranicza się tylko do zdobywania wiedzy teoretycznej, choć ten aspekt jest bardzo istotny, ale zmierza do kształtowania całego człowieka i nabiera wymiaru praktycznego.

Dwa lata, cztery próby, ale cała formacja u jezuitów trwa dziesięć lat!

Dziesięć, jedenaście, a czasem więcej. Zależy od danego człowieka, ile ma lat i jaką formację przeżył wcześniej. Choć sama formacja jest ciekawą przygodą, pełną niespodzianek. Dużo zależy od tego, na ile dany człowiek zaufa i się zaangażuje, to znaczy na ile pozwoli, aby te różne doświadczenia go kształtowały.

Mocne uderzenie na początek, a potem następuje zwolnienie?

Mam nadzieję, że nie, ale okazuje się to w praktyce. Okres nowicjatu jest mocnym etapem formacji, natomiast kolejne wcale nie są mniej ważne. Potem jest zazwyczaj etap studiów filozoficznych, życia we wspólnocie i kontynuacji różnych zaangażowań apostolskich. Po kursie filozofii przerywa się edukację intelektualną na jakiś czas, na rok czy dwa. Wtedy młody jezuita zostaje posłany do apostolstwa. Ktoś jest posłany, aby uczyć w szkole, ktoś inny do prowadzenia rekolekcji w milczeniu dla młodzieży. Niekiedy ktoś zostaje wysłany za granicę, poznaje prowadzoną tam pracę jezuitów oraz nieco inne Kościoły lokalne. To wszystko, aby móc zmierzyć się z daną posługą i odpowiedzialnością. Praktyka apostolska jest bardzo ważna dla przyszłego kapłana – jezuity czy też dla brata zakonnego. Obecnie w formacji bardzo podkreśla się to połączenie aspektu duchowego, intelektualnego, apostolskiego i wspólnotowego. Dosyć istotne jest tu korzystanie z kierownictwa duchowego, które pomaga w pełniejszym przeżywaniu czasu formacji i nie tylko.

Z tych doświadczeń biorą się u Franciszka słowa o konieczności „brudzenia sobie butów" albo te, że pasterz ma „pachnieć owcami"?

Myślę, że tak. Chodzi o to, by przyszły ksiądz był blisko ludzi, tak jak pasterz jest blisko swych owiec... Kiedy pasterz prowadzi swe stado na pastwisko, nie wracając na noc do domu, śpi pod gołym niebem, stale troszczy się o stado, usuwa pojawiające się zagrożenia. Sposób życia owiec naznacza też sposób życia pasterza... Papież często nawiązuje do tego, jak poprzez różne doświadczenia bycia pośród ludzi on też był i jest przez Boga wychowywany.

I tu pojawia się rozeznawanie?

To jest jedno z kluczowych słów w duchowości św. Ignacego. Najpierw on sam przez długi czas uczył się rozeznawania. Jadąc np. do Jerozolimy, był przekonany o tym, że to najlepszy sposób służenia Bogu. I wtedy pojawia się swego rodzaju porażka i pytanie: Boże, dokąd Ty mnie prowadzisz? Myślę, że warto przypomnieć, że rozeznawanie jest obecne w Kościele od początku. Często powracają pytania: co mam czynić? Do czego Bóg mnie zaprasza? Jeśli sięgniemy po pisma Ojców Pustyni, to tam też jest bardzo dużo o doświadczanej walce wewnętrznej i o rozeznawaniu duchowym. Jego istotą nie jest samorealizacja, ale próba dostrzeżenia woli Pana Boga. Bóg, który szanuje moją wolę, niczego mi nie narzuca, ale pokazuje perspektywę. Ignacy przez swoje doświadczenie odkrył, jak jest to ważne. I to jest obecne w jego listach, w „Ćwiczeniach duchowych" i w konstytucjach zakonu. Trzy słowa, które streszczają ten proces, to: słuchanie, rozeznawanie i działanie.

I jest ciągle obecne u Franciszka. Sporo o tym mówi choćby w adhortacji „Amoris laetitia".

Tak. Papież przypomina, że najpierw ważne jest rozeznanie indywidualne. W „Amoris laetitia" papież pisze o rozeznaniu sytuacji tzw. związków niesakramentalnych. We wcześniejszej adhortacji, „Evangelii gaudium", dużo pisze o rozeznawaniu duszpasterskim. To jest bardzo istotne przesłanie, które nadal pozostaje do odczytania i wprowadzania w praktykę. Dotychczas poświęcaliśmy mu zbyt mało uwagi. Jeśli zależy nam na wytrwałym niesieniu Ewangelii dzisiejszemu światu, to ten bardzo głęboki tekst Franciszka może być dla nas ogromną pomocą, ale on wyraźnie zaprasza nas wszystkich do wypłynięcia na głębię. Wcześniej natomiast, kiedy kardynałowie spotkali się przed ostatnim konklawe, dużo mówiło się o potrzebie dalszej reformy w tej wielkiej wspólnocie Kościoła. Bardzo istotnym impulsem Ducha był w tym względzie Sobór Watykański II. Kolejni papieże realizowali to wezwanie do „aggiornamento". Papież Franciszek ukazuje to przez wiele czytelnych gestów, bo pragnie posługi pełnej prostoty i ewangelicznego ducha. W tym kontekście przypomina on bardzo wyraźnie o wymiarze ubóstwa, które staje się drogą do wolności wewnętrznej oraz prowadzi do solidarności z innymi. Utworzył też specjalną grupę kardynałów reprezentujących powszechność Kościoła, by razem z nimi poszukiwać najlepszych rozwiązań skomplikowanych sytuacji.

Nauczył się tego u jezuitów?

Jest to w Towarzystwie ważne narzędzie, które pomaga wsłuchiwać się w Boże prowadzenie i podejmować właściwe decyzje. Ale myślę, że papież czerpie szerzej z doświadczenia Kościoła oraz ze swojej osobistej drogi. W pierwszym wywiadzie, jakiego udzielił ojcu Antonio Spadaro, mówił, że sam w pewnym momencie znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Mając 35 lat, został prowincjałem jezuitów w Argentynie w momencie trudnym dla Kościoła w tym kraju, ale i dla zakonu. I on sam przyznaje, że popełnił dużo błędów. Mówi, że za mało konsultował się z innymi, za mało słuchał i za szybko podejmował decyzje. A teraz powtarza, że droga rozeznania to wsłuchiwanie się w opinie innych, ale po to, by następnie już samemu stanąć przed Bogiem i podjąć decyzję. To jest też charakterystyczne u św. Ignacego.

W „Evangelii gaudium" papież mówi, że „czas jest ważniejszy niż przestrzeń". Twierdzi, że dążenie do tego, by wszystko załatwić tu i teraz, najlepiej natychmiast, jest błędne. Że trzeba właśnie czasu i niejako odwrócenia priorytetów.

Trzeba zacząć od siebie. O tym też mówił już św. Ignacy i inni święci zakonodawcy. Reforma Kościoła następuje przede wszystkim przez wewnętrzną przemianę człowieka. Nie chodzi o odnowienie zewnętrznych struktur, bo to stosunkowo łatwo zrobić. Problem w tym, że nie jest to skuteczne. Potrzebna jest głębsza przemiana człowieka, a to zadanie wymagające czasu.

Ale kiedy Franciszek o tym mówi, wytykając np. błędy biskupom czy księżom, słychać głosy oburzenia.

Aby właściwie papieża rozumieć, trzeba koniecznie słuchać jego przesłania w całości, nie tylko wybranych, bardziej pikantnych fragmentów. Przed kilkoma dniami redaktor naczelny „L'Osservatore Romano" zauważył, że Franciszek bywa niewłaściwie rozumiany. Mam wrażenie, że jest to bardzo trafna uwaga, która dotyczy także naszego polskiego środowiska. Często papież najpierw mówi o pięknie powołania kapłańskiego i w tym kontekście pojawiają się również słowa o wymaganiach, słowa krytyki. Tak było przed kilkoma dniami podczas spotkania jubileuszowego dla księży w Rzymie.

Sporo u papieża także odwołań do ludu. Mówi, że duszpasterze powinni wsłuchiwać się w jego głos.

To jest ważny aspekt wspólnoty. Franciszek uczestniczył już intensywnie w życiu zakonu i Kościoła w latach 70., gdy mieliśmy całą dyskusję o reformach Soboru Watykańskiego II. Wtedy Kościół przypominał, że najpierw jesteśmy wspólnotą ludu Bożego i w niej mamy różne zadania. Franciszek często powraca do tego, że każdy, a więc papież, biskupi, duchowni, konsekrowani i świeccy, ma swoje zadania i że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

To akurat nic nowego. Jan Paweł II pisał o tym w drugiej połowie lat 80. XX wieku w adhortacji „Christifideles laici" o powołaniu i misji świeckich w Kościele i w świecie. Papieski biograf George Weigel pisał, że jeśli Kościół dogoni kiedyś myśl Jana Pawła II zawartą w tym dokumencie, to będzie prawdziwa rewolucja.

Zgadzam się z tym, że to nic nowego co do treści, ale co do praktyki, to przed nami jeszcze długa droga. Jeśli będziemy uważniej słuchać Franciszka i poznawać jego nauczanie, to zauważymy, że dosyć często przywołuje Jana Pawła II i Benedykta XVI. Janem Pawłem II zachwycaliśmy się, ale jego dokumenty czytaliśmy powierzchownie, wiele przegapiliśmy. „Christifideles laici" to wciąż tekst zadany. Dziś dokładnie to samo jest z Franciszkiem. Czytamy powierzchownie albo wcale. Zatrzymujemy się jedynie na komentarzach. Twierdzimy pochopnie, że on błądzi. A on nieustannie podkreśla, że trzyma się Katechizmu Kościoła katolickiego.

o. Leszek Mądrzyk w Wielkopolsko-Mazowieckiej Prowincji Jezuitów jest socjuszem prowincjała, czyli jego współpracownikiem i zastępcą. Przez kilka lat odpowiadał za formację nowicjuszy w zgromadzeniu. Prowadzi również rekolekcje ignacjańskie

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Rz: Kiedy patrzy ojciec na Franciszka, to najpierw widzi ojciec jezuitę czy papieża?

Teraz oczywiście widzę najpierw papieża, który jest następcą św. Piotra i dlatego w kościele ma wyjątkowe zadanie. Wiem, że przed wielu laty wstąpił on do Towarzystwa Jezusowego, jest więc jezuitą. Dlatego jest głęboko zakorzeniony w duchowości ignacjańskiej, bo przeszedł całą drogę formacji w zakonie, potem sam był formatorem i przełożonym. Przez wiele lat był również biskupem, co u jezuitów nie zdarza się często. Dlatego widzę w nim kogoś, kto ma wymowne doświadczenie Kościoła w Ameryce Łacińskiej, które nam jest mało znane. Jeden z polskich biskupów zaraz po jego wyborze powiedział, że tym, co może być ciekawe i cenne w tym pontyfikacie, jest właśnie to, że wniesie on w życie Kościoła tamto doświadczenie. Oczywiście jak każdy kolejny papież ma on swoją osobowość, z której bogactwa możemy czerpać, jeśli z otwartością, a jako wierzący przede wszystkim z postawą wiary, będziemy uważnie wsłuchiwali się w jego słowa i wpatrywali w jego gesty.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki